foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

WRZESIEŃ 1939 NIE TYLKO WE LWOWIE  

IV rozbiór Polski dokonany w 1939 przez Hitlera i Stalina 1 i 17 września 1939 roku zapoczątkował II Wojnę Światową. Terminu „IV rozbiór Polski” używali jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej dyplomaci rosyjscy i niemieccy. „Nie widzę dla nas innego wyjścia, jak IV rozbiór Polski” oświadczył Władimir Potemkin – wiceminister spraw zagranicznych ZSRS 4 października 1938 roku.

„Polacy czują się pewni siebie, bo liczą na poparcie Francji i Anglii i na pomoc materiałową Rosji, ale mylą się. Tak jak Hitler nie uważał za możliwe załatwienia sprawy Austrii i Czechosłowacji bez zgody Włoch, tak nie myśli on dzisiaj o tym , by załatwić spór polsko – niemiecki bez Rosji. Były już trzy rozbiory Polski; zobaczycie czwarty!”- powiedział Karl-Heinrich Bodenschatz – generał Luftwaffe i bliski współpracownik Hermana Goringa 6 maja 1939 roku.

Tymczasem już rok 1938 otworzył nowy czas w historii III Rzeszym Niemieckiej – okres podbojów. Pierwszą ofiarą padła Austria, gdy 15 marca 1938 roku owacyjnie witany przez swoich rodaków Hitler wkroczył do Wiednia, który od tego dnia stał się jedną z metropolii Rzeszy. Anschluss  Austrii do Wielkich Niemiec został poparty w referendum przez przygniatającą większość 99,73% Austriaków. W tym samym roku III Rzesza wzbogaciła się o nowe terytoria. Narodowi socjaliści zaczęli rościć pretensje o tereny Sudetów, gdzie mieszkali również Niemcy. Czechosłowacja była gotowa walczyć o te tereny, jednakże Wielka Brytania i Francja nie były skore jej w tym dopomóc.

30 września 1938 roku w Monachium Adolf Hitler, Edouard  Deladier / Francja /, Benito Mussolini / Włochy /, oraz Neville Chamberlain / Wielka Brytania / zawarli układ, na podstawie którego Czechosłowacja oddała na rzecz III Rzeszy Sudety. Ponowne żądania w stronę Czechosłowacji Hitler wystosował 15 marca 1939 roku i tego dnia Wehrmacht wkroczył do pozostałej części Czechosłowacji. Wkrótce potem dokonano jej podziału na Protektorat Czech i Moraw, Czechy - autonomiczną jednostkę III Rzeszy, Słowację - marionetkę niemiecka, zaś Ukrainę Karpacką pierwotnie utworzoną jako autonomię,  oddano potem Węgrom.

Równolegle z działaniami w Czechosłowacji Hitler miał już kolejnego kandydata do podbicia – Prusy Wschodnie, które odgradzało Pomorze będące w posiadaniu Polski. Od października 1938 roku niemiecka dyplomacja prowadziła rozmowy z Polską, celem możliwości przystąpienia Polski do paktu wymierzonego przeciwko Związkowi Sowieckiemu; wybudowania eksterytorialnej autostrady łączącej Prusy Wschodnie z pozostałą częścią Niemiec, a także przyłączenia Wolnego Miasta Gdańska do III Rzeszy. Propozycja ta, pomimo wielokrotnego powtarzania, była każdorazowo odrzucana przez polską dyplomację.

Przez cały lipiec i sierpień 1939 roku niemiecka propaganda ukazywała obraz Polaków – dręczycieli mniejszości niemieckiej, aby doprowadzić do zawarcia paktu zwanego „paktem Ribbentrop – Mołotow”. 23 sierpnia 1939 roku w Moskwie minister spraw zagranicznych III Rzeszy Joachim von Ribbentrop i minister spraw zagranicznych Związku Sowieckiego Wiaczesław Mołotow podpisali ów pakt, będący sowiecką zgodą na niemiecką agresję na Polskę 1 września 1939 roku – wybuchem II wojny światowej bez jej wypowiedzenia. W istocie rzeczy działał tajny pakt Ribbentrop – Mołotow zawarty 28 września 1939 roku, a więc już w czasie trwania wojny.

17 września armia sowiecka skrytobójczo, również  bez wypowiedzenia  wojny napadła na Polskę  od granicy sowiecko – polskiej  od wschodu i tak dokonany został IV rozbiór Polski.

Rola naszych sojuszników- Anglii i Francji - w czasie tej agresji była żadna, zważywszy , iż 3 września 1939 roku Wielka Brytania i Francja wypowiedziały Niemcom wojnę,  nie podejmując jednak żadnych działań zbrojnych.

W kwietniu 1940 roku z rozkazu Fuhrera Wehrmacht uderzył na Danię i Norwegię. Miesiąc później zaatakowano Francję, oraz kraje Beneluksu.

Sojusznik Polski Francja, po opanowaniu jej przez Hitlera w czerwcu 1940 roku, z sojusznika stała się kolaborantem Niemiec hitlerowskich. 

Zgromadzenie Narodowe III Republiki Francji po dymisji prezydenta Francji Alberta Lebrun - udzieliło pełnych pełnomocnictw marszałkowi Philippowi Pétain.  Sukcesorem III Republiki była w ten sposób Francja Vichy. Administracja Vichy funkcjonowała na terenie Francji - okupowanym przez III Rzeszę - i na terenie nieokupowanej Francji kontynentalnej ( z siedzibą w Vichy), wraz z rządem (premierzy: Pierre Laval i admirał Francois Darlan) i wszystkimi strukturami państwowymi ( wojsko, policja), jak również  w koloniach Francji. Nieokupowana strefa Francji kontynentalnej została zajęta przez Wehrmacht w listopadzie 1942, przy zachowaniu francuskich struktur państwowych. 

W wyniku polityki uległości – „poprawności politycznej” w stosunku do hitlerowskich Niemiec – z hasłem politycznym - „nie drażnić Hitlera” państwa zachodnie - Wielka Brytania i Francja - układem monachijskim przekazały Hitlerowi   Czechosłowację i praktycznie dopuściły do późniejszego wybuchu II wojny światowej.

Stany Zjednoczone wówczas zachowały się biernie i nie reagowały na agresję niemiecką na Polskę, jakby oczekując rozwoju wypadków - aby nie drażnić Hitlera !!!

Zaledwie cztery miesiące przed napaścią  Stalina i Hitlera na Polskę 5 maja 1939 roku minister spraw zagranicznych RP Józef Beck wygłosił w Sejmie przemówienie o sytuacji międzynarodowej i zawartych sojuszach obronnych. Powiedział wówczas:

„(…) z jednymi państwami kontakt nasz stał się głębszy i łatwiejszy, w innych wypadkach powstały poważne trudności. Biorąc rzeczy chronologicznie, mam tu na myśli w pierwszej linii naszą umowę ze Zjednoczonym Królestwem, z Anglią. Po kilkakrotnych kontaktach w drodze dyplomatycznej które miały na celu określenie zakresu naszych przyszłych stosunków, doszliśmy przy okazji mej wizyty w Londynie do bezpośredniej umowy, opartej o zasady wzajemnej pomocy w razie zagrożenia bezpośredniego lub pośredniego niezależności jednego z naszych państw… formuła umowy znana jest panom w deklaracji premiera Neville Chamberlaina z dn. 6 kwietnia / 1939 r. /, deklaracji, której tekst został uzgodniony i winien być uważany za układ zawarty miedzy obydwoma Rządami. Uważam za swój obowiązek dodać tu, że sposób i forma wyczerpujących rozmów, przeprowadzonych w Londynie, dodają umowie wartości szczególnej. Pragnąłbym, aby polska opinia publiczna wiedziała, że spotkałem ze strony angielskich mężów stanu nie tylko głębokie zrozumienie ogólnych zagadnień polityki europejskiej, ale taki stosunek do naszego państwa, który pozwolił mi z cała otwartością i zaufaniem przedyskutować wszystkie istotne zagadnienia, bez niedomówień i wątpliwości. Szybkie ustalenie zasady współpracy angielsko - polskiej możliwe było przede wszystkim dlatego, że wyjaśniliśmy sobie wyraźnie, iż tendencje obu Rządów są zgodne w podstawowych zagadnieniach europejskich; na pewno ani Anglia, ani Polska nie żywią zamiarów agresywnych w stosunku do nikogo, lecz również stanowczo stoją na gruncie respektu dla pewnych podstawowych zasad w życiu międzynarodowym.

Równoległe deklaracje kierowników politycznych strony francuskiej stwierdzają, że jesteśmy zgodni między Paryżem, a Warszawą co do tego, że skuteczność działania naszego obronnego układu nie tylko nie może być osłabiona przez zmianę koniunktury międzynarodowej, lecz przeciwnie, że układ ten stanowić powinien jeden z najistotniejszych czynników w strukturze politycznej Europy. Porozumienie polsko - angielskie przyjął pan kanclerz Rzeszy Niemieckiej za pretekst do jednostronnego uznania za nieistniejący układu, który pan Kanclerz Rzeszy zawarł z nami w roku 1934. Zanim przejdę do dzisiejszego stadium tej sprawy, pozwolą mi panowie na krótki rys historyczny. Fakt, że miałem zaszczyt brać czynny udział w zawarciu i wykonaniu tego układu, nakłada na mnie obowiązek jego analizy. Układ z 1934 r. był wydarzeniem wielkiej miary.

Była to próba dania jakiegoś lepszego biegu historii między dwoma wielkimi narodami, próba wyjścia z niezdrowej atmosfery codziennych zgrzytów i szerszych wrogich zamierzeń, w kierunku wzniesienia się ponad narosłe od wieków animozje, w kierunku stworzenia głębokich podstaw wzajemnego poszanowania. Próba sprzeciwiania się złemu jest zawsze najpiękniejszą możliwością działalności politycznej. Polityka polska w najbardziej krytycznych momentach ostatnich czasów wykazała respekt dla tej zasady. Pod tym kątem widzenia, proszę Panów, zerwanie tego układu nie jest rzeczą mało znaczącą. Natomiast każdy układ jest tyle wart, ile są warte konsekwencje, które z niego wynikają. I jeśli polityka i postępowanie partnera od zasady układu odbiega, to po jego osłabieniu, czy zniknięciu nie mamy powodu nosić żałoby. Układ polsko - niemiecki z 1934 r. był układem o wzajemnym szacunku i dobrym sąsiedztwie, i jako taki wniósł pozytywną wartość do życia naszego państwa, do życia Niemiec i do życia całej Europy. Z chwilą jednak, kiedy ujawniły się tendencje, ażeby interpretować go bądź to jako ograniczenie swobody naszej polityki, bądź to jako motyw do żądania od nas jednostronnych, a niezgodnych z naszymi żywotnymi interesami koncepcji stracił swój prawdziwy charakter. Przejdźmy teraz do sytuacji aktualnej. Rzesza Niemiecka sam fakt porozumienia polsko - angielskiego przyjęła za motyw zerwania układu z 1934 r. Ze strony niemieckiej podnoszono takie, czy inne obiekcje natury jurydycznej. Jurystów pozwolę sobie odesłać do tekstu naszej odpowiedzi na memorandum niemieckie, która  dziś jeszcze będzie Rządowi Niemieckiemu doręczona. Nie chciałbym również zatrzymywać panów dłużej nad dyplomatycznymi formami tego wydarzenia, ale pewna dziedzina ma tu swój specyficzny wyraz. Rząd Rzeszy, jak to wynika z tekstu memorandum niemieckiego, powziął swoją decyzję na podstawie informacji prasowych, nie badając opinii ani Rządu Angielskiego, ani Rządu Polskiego co do charakteru zawartego porozumienia. Trudne to nie było, gdyż bezpośrednio po powrocie z Londynu okazałem gotowość przyjęcia ambasadora Rzeszy, który do dnia dzisiejszego z tej sposobności nie skorzystał. Dlaczego ta okoliczność jest tak ważna? Dla najprościej rozumującego człowieka jest jasne, że nie charakter, cel i ramy układu polsko - angielskiego decydowały, tylko sam fakt, że układ taki został zawarty. A to znów jest ważne dla oceny intencji polityki Rzeszy, bo jeśli wbrew poprzednim oświadczeniom Rząd Rzeszy interpretował deklarację o nieagresji zawartą z Polską w 1934 r., jako chęć izolacji Polski i uniemożliwienia naszemu państwu normalnej, przyjaznej współpracy z państwami zachodnimi - to interpretacje taką odrzucili byśmy zawsze sami. Wysoka Izbo! Ażeby sytuację należycie ocenić, trzeba przede wszystkim postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Bez tego pytania i naszej na nie odpowiedzi nie możemy właściwie ocenić istoty oświadczeń niemieckich w stosunku do spraw Polskę obchodzących. O naszym stosunku do Zachodu mówiłem już poprzednio. Powstaje zagadnienie propozycji niemieckiej co do przyszłości Wolnego Miasta Gdańska, komunikacji Rzeszy z Prusami Wschodnimi przez nasze województwo pomorskie i dodatkowych tematów poruszonych jako sprawy, interesujące wspólnie Polskę i Niemcy. Zbadajmy tedy te zagadnienia po kolei. Jeśli chodzi o Gdańsk, to najpierw kilka uwag ogólnych. Wolne Miasto Gdańsk nie zostało wymyślone w Traktacie Wersalskim. Jest zjawiskiem istniejącym od wielu wieków, i jako wynik, właściwie biorąc, jeśli się czynnik emocjonalny odrzuci, pozytywnego skrzyżowania spraw polskich i niemieckich. Niemieccy kupcy w Gdańsku zapewnili rozwój i dobrobyt tego miasta, dzięki handlowi zamorskiemu Polski. Nie tylko rozwój, ale i racja bytu tego miasta wynikały z tego, że leży ono u ujścia jedynej wielkiej naszej rzeki, co w przeszłości decydowało, a na głównym szlaku wodnym i kolejowym, łączącym nas dziś z Bałtykiem. To jest prawda, której żadne nowe formuły zatrzeć nie zdołają. Ludność Gdańska jest obecnie w swej dominującej większości niemiecka, jej egzystencja i dobrobyt zależą natomiast od potencjału ekonomicznego Polski.

Jakież z tego wyciągnęliśmy konsekwencje? Staliśmy i stoimy zdecydowanie na platformie interesów naszego morskiego handlu i naszej morskiej polityki w Gdańsku. Szukając rozwiązań rozsądnych i pojednawczych, świadomie nie usiłowaliśmy wywierać żadnego nacisku na swobodny rozwój narodowy, ideowy i kulturalny niemieckiej ludności w Wolnym Mieście. Nie będę przedłużał mego przemówienia cytowaniem przykładów. Są one dostatecznie znane wszystkim, co się tą sprawą w jakikolwiek sposób zajmowali.

Ale z chwilą, kiedy po tylokrotnych wypowiedzeniach się niemieckich mężów stanu, którzy respektowali nasze stanowisko i wyrażali opinię, że to „prowincjonalne miasto nie będzie przedmiotem sporu między Polską a Niemcami” - słyszę żądanie aneksji Gdańska do Rzeszy, z chwilą, kiedy na naszą propozycję, złożoną dnia 26 marca wspólnego gwarantowania istnienia i praw Wolnego Miasta nie otrzymuję odpowiedzi, a natomiast dowiaduję się następnie, że została ona uznana za odrzucenie rokowań - to muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Czy o swobodę ludności niemieckiej Gdańska, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe, czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da! Te same rozważania odnoszą się do komunikacji przez nasze województwo pomorskie. Nalegam na to słowo „województwo pomorskie”. Słowo „korytarz” jest sztucznym wymysłem, gdyż chodzi tu bowiem o odwieczną polską ziemię, mającą znikomy procent osadników niemieckich. Daliśmy Rzeszy Niemieckiej wszelkie ułatwienia w komunikacji kolejowej, pozwoliliśmy obywatelom tego państwa przejeżdżać bez trudności celnych czy paszportowych z Rzeszy do Prus Wschodnich. Zaproponowaliśmy rozważenie analogicznych ułatwień w komunikacji samochodowej. I tu znowu zjawia się pytanie, o co właściwie chodzi? Nie mamy żadnego interesu szkodzić obywatelom Rzeszy w komunikacji z ich wschodnią prowincją. Nie mamy natomiast żadnego powodu umniejszania naszej suwerenności na naszym własnym terytorium. W pierwszej i drugiej sprawie, to jest w sprawie przyszłości Gdańska i komunikacji przez Pomorze, chodzi ciągle o koncesje jednostronne, których Rząd Rzeszy wydaje się od nas domagać. Szanujące się państwo nie czyni koncesji jednostronnych. Gdzież jest zatem ta wzajemność? W propozycjach niemieckich wygląda to dość mglisto. Pan kanclerz Rzeszy w swej mowie wspominał o potrójnym kondominium w Słowacji. Zmuszony jestem stwierdzić, że tę propozycję usłyszałem po raz pierwszy w mowie pana kanclerza z dn. 28 kwietnia. W niektórych poprzednich rozmowach czynione były tylko aluzje, że w razie dojścia do ogólnego układu sprawa Słowacji mogłaby być omówiona. Nie szukaliśmy pogłębienia tego rodzaju rozmów, ponieważ nie mamy zwyczaju handlować cudzymi interesami. Podobnie propozycja przedłużenia paktu o nieagresji na 25 lat nie była nam w ostatnich rozmowach w żadnej konkretnej formie przedstawiona. Tu także były nieoficjalne aluzje, pochodzące zresztą od wybitnych przedstawicieli Rządu Rzeszy. Ale, proszę panów, w takich rozmowach bywały także różne inne aluzje, sięgające dużo dalej i szerzej niż omawiane tematy. Rezerwuję sobie prawo w razie potrzeby do powrócenia do tego tematu. W mowie swej pan kanclerz Rzeszy jako koncesje ze swej strony proponuje uznanie i przyjęcie definitywne istniejącej między Polską a Niemcami granicy. Muszę skonstatować, że chodziłoby tu o uznanie naszej de jure i de facto bezspornej własności, więc co za tym idzie, ta propozycja również nie może zmienić mojej tezy, że dezyderaty niemieckie w sprawie Gdańska i autostrady pozostają żądaniami jednostronnymi. W świetle tych wyjaśnień Wysoka Izba oczekuje zapewne ode mnie, i słusznie, odpowiedzi na ostatni passus niemieckiego memorandum, który mówi: „gdyby Rząd Polski przywiązywał do tego wagę, by doszło do nowego umownego uregulowania stosunków polsko - niemieckich, to Rząd Niemiecki jest do tego gotów”. Wydaje mi się, że merytorycznie określiłem już nasze stanowisko. Dla porządku zrobię resumé. Motywem dla zawarcia takiego układu byłoby słowo „pokój”, które pan kanclerz Rzeszy z naciskiem w swym przemówieniu wymieniał.

Pokój jest na pewno celem ciężkiej i wytężonej pracy dyplomacji polskiej. Po to, aby to słowo miało realną wartość, potrzebne są dwa warunki : 1) pokojowe zamiary, 2) pokojowe metody postępowania. Jeżeli tymi dwoma warunkami Rząd Rzeszy istotnie się kieruje w stosunku do naszego kraju, wszelkie rozmowy, respektujące oczywiście wymienione przeze mnie uprzednio zasady, są możliwe.

Gdyby do takich rozmów doszło - to Rząd Polski swoim zwyczajem traktować będzie zagadnienie rzeczowo, licząc się z doświadczeniami ostatnich czasów, lecz nie odmawiając swej najlepszej woli. Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor”.

 

17 września to data o której się nie pamięta, którą to okrywa tajemnica niewyobrażalnego morza cierpień, a także straszliwa rzeczywistość polityczna. Bez 17 września nie byłoby 1 września, nie byłoby II Wojny Światowej, ludobójstwa, deportacji, holocaustu i rozbioru Polski między III Rzeszę Niemiecką, a ZSRS, przy walnej pomocy faszystów ukraińskich z OUN-UPA, prowadzących wewnętrzną dywersję na ziemiach polskich.

Na tę rzeczywistość składają się trzy symbole: Auschwitz – Katyń - Wołyń, podporządkowane sojuszowi sowiecko – niemieckiemu, który leżał u podstaw źródeł nieszczęść Europy XX wieku i II  wojny światowej rozpętanej za przyczyną tego sojuszu. Gdyby nie porozumienie tych dwóch potęg, gdyby Hitler nie miał gwarancji Stalina, iż wspólnie zniszczą Polskę, zapewne wojny by w tym czasie nie wywołał. Gdyby z kolei Stalin nie wkroczył 17 września, istniałaby szansa dalszego polskiego oporu przeciwko wojskom niemieckim na tzw. przedmościu rumuńskim, a wtedy cala II wojna światowa, cala wojna obronna Polski we wrześniu 1939 roku potoczyłaby się inaczej.

W PRL propaganda głośno mówiła o faszystowskich Niemczech, napaści z 1 września, nazistowskich zbrodniach, ale tematem zakazanym była napaść ZSRS na Polskę i data 17 września, oraz zbrodnie sowieckie w Polsce, Katyniu , aneksja połowy Polski przez ZSRS na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow, a właściwie jego tajnej części.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości /? / w 1989 roku zaczęto więcej mówić o IV rozbiorze Polski i jego skutkach, ujawniać zdrajców i kolaborantów sowieckich, oraz tragiczne losy Polaków pod okupacją sowiecką. Niestety obecne salony polityczne milczą w imię pseudo dobrego sąsiedztwa i tzw. „poprawności politycznej” o udziale naszych sąsiadów w IV rozbiorze Polski. Nie wypada mówić o napaści Litwy / za zgoda ZSRS/ i aneksji Wilna, czy udziale Słowacji w agresji na Polskę, czy też napaści zbrodniczego Legionu Ukraińskiego, nie mówiąc już o hitlerowskiej agenturze w Polsce spod faszystowskiego znaku OUN-UPA, odpowiedzialnej za ludobójstwo Polaków na Wołyniu, Podolu, Małopolsce Wschodniej, we Lwowie, winnej  wszczęciu rebelii wewnątrz państwa polskiego we wrześniu 1939 roku na rzecz III Rzeszy Niemieckiej, a później na rzecz ZSRS.

Agresywna polityka zagraniczna, którą stosowali Hitler i Stalin, doprowadziła do rozpętania przez Niemcy  i ZSRS II  wojny światowej, w wyniku której  zginęło  ok. 50 milionów ludzi, a Polska w wyniku konferencji teherańsko- jałtańskich  utraciła Kresy Południowo – Wschodnie II RP w tym odwiecznie polski Lwów.

123 lata zaborów, z przerwą na dwudziestolecie międzywojenne, stały się kontynuacją zniewolenia narodu w wyniku porozumienia dwóch bandyckich napastników, przy zdradzie interesów narodowych przez naszych zachodnich sojuszników, z którymi mieliśmy funkcjonujące dyplomatycznie i prawnie umowy obronne naszego kraju. Przy powstaniu tworu sowieckiego PRL, jako następnej republiki Związku Sowieckiego uczestniczyły Stany Zjednoczone i Wielka Brytania jako koalicjanci ZSRS. 

W okresie przedwojennym Lwów stanowił najsilniejszy garnizon na obszarze Małopolski Wschodniej. Znajdowała się w nim siedziba Inspektoratu Armii na czele z gen. dyw. Kazimierzem Fabrycym i Dowództwa Okręgu Korpusu nr VI z gen. bryg. Władysławem Aleksandrem Langnerem – pseudonim „Złom”. We Lwowie stacjonowały  jednostki:

sztab 5 Dywizji Piechoty i Lwowskiej Brygady Obrony Narodowej wraz z dwoma batalionami Obrony Narodowej Lwów I i Lwów II,

dowództwo Grupy Artylerii nr 6,

19 Pułk Piechoty, 40 Pułk Piechoty,

III batalion 26 Pułku Piechoty,

14 Pułk Ułanów,

5 Pułk Artylerii Polowej,

5 Pułk Artylerii Ciężkiej,

6 Batalion Pancerny,

6 Pułk Lotniczy, stacjonujący na lotnisku w Skniłowie,

6 Dywizjon Artylerii Przeciwlotniczej i 6 Dywizjon Taborów.

W mieście mieścił się także Korpus Kadetów nr 1 im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Po zarządzeniu mobilizacji powszechnej 29 sierpnia zmobilizowała się reszta jednostek 5 Dywizja Piechoty, czyli 40 Pułk Piechoty,

III batalion 26 Pułku Piechoty i 5 Pułk Artylerii Lekkiej.

Odjechały one w pierwszych dniach września transportami kolejowymi do Warszawy. We Lwowie po wyjeździe na front oddziałów liniowych pozostały jedynie:

Dowództwo Okręgu Korpusu nr VI, ośrodki zapasowe i nieliczne oddziały tyłowe.

Od 1 września Lwów był silnie bombardowane przez Luftwaffe, co powodowało duże zniszczenia i w pewnym stopniu dezorganizowało działania militarne. Zniszczono między innymi budynki fabryki wódek Baczewskiego i cerkwi greko-katolickiej św. Ducha. Uszkodzony został też Dworzec Główny oraz szereg gmachów, szczególnie przy ul. Gródeckiej i Janowskiej. Dodatkowo powołano Straż Bezpieczeństwa, na czele której stanął generał dywizji w stanie spoczynku Władysław Jędrzejewski, oraz Komitet Obywatelski Obrony Lwowa, kierowany przez rektora Uniwersytetu Lwowskiego prof. Romana Longschamps de Bérier.

Od 7 września rozpoczęto organizację obrony Lwowa, początkowo na dalekim przedpolu miasta w oparciu o rzekę Wereszycę. Zajmował się tym pułkownik dyplomowany Bolesław Fijałkowski.

9 września gen. W. Langner rozkazał utworzyć zaporę z kompanii asystencyjnych na linii: Żółkiew, Janów, rzeka Wereszyca, Gródek Jagielloński, Wereszyca, Komarno, rzeka Dniestr.

Dowództwo obrony Lwowa zostało też podporządkowane Centrum Szkolnemu Straży Granicznej w Rawie Ruskiej, którego oddziały miały obsadzić pozycje od Bełżca przez Rawę Ruską do Magierowa.

Tego samego dnia gen. W. Langner powołał również Dowództwo Obrony Obszaru Lwowa, na czele z generałem dywizji Rudolfem Prichem.

10 września rano gen. W. Langner zameldował się u ministra spraw wojskowych generała dywizji Tadeusza Kasprzyckiego w Łucku, który nakazał mu zorganizować we Lwowie stałą obronę w celu ułatwienia zaopatrzenia polskich oddziałów przebijających się na południe kraju.

Tego dnia do miasta przybył gen. Kazimierz Sosnkowski, który otrzymał od Naczelnego Wodza polecenie objęcia dowództwa nad południową grupą Armii "Karpaty" z zadaniem utrzymania linii Sanu i osłony Lwowa.

11 września gen. R. Prich wydał pierwszy rozkaz operacyjny, zgodnie z którym zadaniem jego sił była samodzielna obrona Lwowa, oraz obszaru na północ od Żółkwi, z wysuniętym punktem oporu w Rawie Ruskiej, a na zachodzie nad Wereszycą przez Janów - Gródek Jagielloński do Lubienia Wielkiego.

Szybko opracowano plan obrony Lwowa, którą postanowiono oprzeć na naturalnych przeszkodach terenowych (najważniejszymi były wzgórze 374 "Kortumowa Góra" i wzgórze 324 pod . Zboiskami).

Na zewnętrznym obwodzie miasta postanowiono zbudować barykady i rowy przeciwpancerne (przy pomocy miejscowej ludności), natomiast wewnątrz miasta, podzielonego na samodzielne sektory i bloki obronne, zbudować barykady oraz przygotować składy amunicyjne, żywnościowe i sanitarne.

11 września miasto zostało podzielone na sektory. Od 11 września załogę obrony Lwowa zaczęły wzmacniać oddziały z innych rejonów kraju. Tego dnia jako pierwszy przybył transportem kolejowym ze Stryja batalion marszowy 48 Pułku Piechoty majora Edwarda Szymańskiego Przyjechało też kilka plutonów armat i ckm przeciwlotniczych z Rzeszowa, Krosna i Przemyśla.

 

Wojska niemieckie w nocy z 11 na 12 września zajęły Sambor, zaś rano 12 września - wieś Kałmy, leżącą na północny-wschód od Sambora. W tym czasie w Kalinowie dowódca niemieckiego 98 Pułku Strzelców Górskich pułkownik Ferdinand Schörner wydał rozkaz o utworzeniu i zadaniach zmotoryzowanej grupy pościgowej 1 Dywizji Górskiej generał majora Ludwika Küblera, na czele której sam stanął. Miała ona jak najszybciej przedrzeć się do Lwowa.

Ostatecznie 12 września czoło grupy płk. F. Schörnera pojawiło się na skraju Lwowa od strony Zimnej Wody. Atak ten przybrał formę wtargnięcia z zaskoczenia w celu opanowania ważnych obiektów w mieście i sparaliżowania polskiej obrony. Najbardziej zażarta walka wybuchła o punkt oporu na Bogdanówce przy ul. Gródeckiej, którego obsadę stanowił pluton piechoty, pluton ckm i pluton artylerii (2 armaty 75 mm).

Grupy żołnierzy niemieckich przedarły się w głąb miasta, dochodząc do kościoła św. Elżbiety. Sytuacja została jednak opanowana dzięki skierowaniu w rejon ul. Gródeckiej nowych pododdziałów wojska i policji. W rezultacie wieczorem Niemcy przeszli do obrony w oczekiwaniu na posiłki. Polskie dowództwo obrony Lwowa przysłało na zagrożone odcinki wzmocnienia na Kortumową, Wólkę, ul. Stryjską , stację kolejową Persenówka , ul. Zieloną i ul Łyczakowską.

12 września od rana obronę miasta wzmacniały oddziały z obszaru DOK nr III w Grodnie: trzy pułki piechoty w sile 195 oficerów i ok. 6400 żołnierzy i dwoma batalionami 35. Dywizji Piechoty Rezerwowej (II batalion 205 Pułku Piechoty Rezerwowej i I batalion 206 Pułku Piechoty Rezerwowej rez.), a także w nocy szwadronem kawalerii dywizyjnej. W nocy zwożono też do miasta w dalszym ciągu amunicję i granaty ręczne ze składnicy uzbrojenia w Hołosku. Tego dnia ostatecznie ukształtowała się obsada Dowództwa Grupy Obrony Lwowa.

Na jego czele z rozkazu dowódcy Frontu Południowego stanął generał brygady w stanie spoczynku Franciszek Sikorski. Z kolei dowództwo niemieckie – pomimo wzmocnienia w nocy własnych sił w rejonie ul. Gródeckiej – zrezygnowało z dalszych prób natychmiastowego zajęcia miasta. Wraz z przybyciem dalszych oddziałów niemieckich rozpoczęło się oblężenie Lwowa. 13 września rano, po silnym przygotowaniu artyleryjskim, grupa bojowa płk. F. Schörnera rozpoczęła natarcie na Kortumową Górę, z której rozciągał się dobry widok umożliwiający ostrzał artyleryjski całego miasta. Była ona broniona przez polski pododdział z OZ 5 Dywizji Piechoty w sile zaledwie ok. 80 żołnierzy z plutonem dział 75 mm.

Jednakże nie zdołał on zapobiec zajęcia w południe polskich pozycji na Kortumowej Górze. Jej utrata była dużą porażką Polaków. Jednocześnie niemiecki II batalion 98. psg kontynuował atak w kierunku północno-zachodnim, pogłębiając okrążenie Lwowa i docierając wieczorem do Zboisk i wzgórza 324.

Przecięte zostały w ten sposób szosy do Brzuchowic i Żółkwi. Polskie dowództwo dwukrotnie próbowało odebrać Kortumową Górę, ale udało się jedynie odzyskać teren Cmentarza Janowskiego, leżącego na stoku góry. Był to jednak tylko częściowy sukces. Walki toczyły się też na zachodnim odcinku obrony miasta, od Dworca Głównego do Kulparkowa.

W dalszym ciągu napływały do Lwowa kolejne posiłki w postaci dowództwa II dywizjonu (bez 6. baterii), haubic 155 mm i 3 baterii z 2 działami 105 mm z 6 Pułku Artylerii Ciężkiej - (zajęły one pozycje w rejonie cytadeli i Cmentarza Łyczakowskiego).

Miasto w godzinach rannych opuścił także gen. Kazimierz Sosnkowski, który z niewielkim sztabem odleciał do Przemyśla, aby objąć dowództwo nad tamtejszymi siłami i przebić się z nimi do oblężonego Lwowa.

Licząc się z możliwością dalszych ataków na Lwów (zwłaszcza czołgów), gen. F. Sikorski rozkazał dowódcom odcinków budowę zapór przeciwczołgowych. Miała je stawiać piechota z udziałem ochotników cywilnych pod kierunkiem przydzielonych saperów. Rano gen. W. Lagner został zaskoczony wiadomością o ewakuacji urzędu wojewódzkiego i starosty grodzkiego, oraz wojewody Biłyka, nakazał więc stworzyć władze zastępcze na czele z byłym premierem Kazimierzem Bartlem i prezydentem S. Ostrowskim.

Kontynuowano też zwożenie amunicji ze Składnicy Uzbrojenia w Hołosku Wielkim. Generał Kazimierz Sosnkowski podporządkował gen. W. Langnerowi 10 Brygadę Kawalerii pułkownika dyplomowanego Stanisława Maczka, która znajdowała się na północ od Lwowa.

Jej zadaniem było zaatakowanie wojsk niemieckich od północy, wyrzucenie ich ze Zboisk i otworzenie  drogi do Lwowa. Z drugiej strony dowódca niemieckiej 1. DG gen. L. Kübler otrzymał rano informacje o wyruszeniu z Przemyśla do rejonu Lwowa polskiej odsieczy pod dowództwem generała Kazimierza Sosnkowskiego. Postanowił on zabezpieczyć swoje tyły i skierował do Gródka Jagiellońskiego niemiecki batalion, wzmocniony później i przeformowany w rejon Rzęśni Ruskiej.

14 września trwały w mieście jedynie walki o charakterze lokalnym, ale z dużą aktywnością obu stron. Najbardziej intensywne działania prowadzono pod Kulparkowem i Wulką, które Niemcy zaatakowali w związku z rozszerzaniem okrążenia Lwowa od południa do linii kolejowej do Chodorowa i szosy do Bóbrki.

W tym czasie na Wulce polskich obrońców ostrzelali ukraińscy dywersanci, stanowiący hitlerowską agenturę nacjonalistów z  OUN, wspomagający wojska niemieckie dla rozbicia obrony Lwowa od wewnątrz.

Walki toczyły się też na północny zachód od Lwowa w rejonie Rzęsny Ruskiej. Po południu polskie wojska wycofały się do Hołoska Wielkiego, wzmacniając załogę Składnicy Uzbrojenia. Do miasta przybył szef sztabu Frontu Południowego, pułkownik  dyplomowany Bronisław Rakowski z rozkazem Naczelnego Wodza obsadzenia przedmościa rumuńskiego. Ze Stanisławowa przybyła część pracowników Polskiego Radia, naprawiono uszkodzoną w trakcie ewakuacji stację nadawczą i wznowiono nadawanie programu. Sytuacja w mieście stawała się coraz gorsza. Nie działały elektrownia, gazownia i wodociągi.

Do Lwowa przybyło ok. 100 tys. uchodźców cywilnych, co doprowadziło do naruszenia wojskowych zapasów żywności. W mieście znajdowało się też ok. 3 tys. osób chorych i rannych. W dalszym ciągu też powiększały się polskie wojska w mieście.

15 września gen. W. Lagner postanowił wspomóc działania zgrupowań, które usiłowały przebić się do miasta. W tym celu obrońcy zaatakowali wzgórza pod Zboiskiem i w kierunku Hołoska Wielkiego. W obu przypadkach Niemcy w walce wręcz zostali zmuszeni do odwrotu, ale polskie ataki zostały ostatecznie powstrzymane przez niemiecką artylerię. W samym Lwowie próbowano bez powodzenia odzyskać Kortumową Górę. Wieczorem i w nocy wysłano rozpoznanie w kierunku Sokolnik, szosy na Stryj, Sichów i Pohulanki. Niemieckie lotnictwo bombowe uszkodziło urządzenia wodociągowe w Dobrostanach. W celu usprawnienia współpracy pomiędzy władzami wojskowymi i cywilnymi mianowano podpułkownika Antoniego Jakubowskiego oficerem łącznikowym w sprawach utrzymania porządku, aprowizacji, bezpieczeństwa i służby zdrowia. Ukończono też mobilizację w Kadrze Zapasowej VI Szpitala Okręgowego, w wyniku której zostało utworzonych 60 jednostek. Próbowano ewakuować rannych 6 pociągami sanitarnymi. Jedynie pociąg sanitarny nr 66 dwukrotnie przewiózł po 300 rannych do Stanisławowa, zanim zbombardowały go niemieckie samoloty. Natomiast pociąg sanitarny nr 64 został podpalony przez dywersantów ukraińskich.

16 września rano rozpoczęło się natarcie prawdopodobnie III batalionu 206 pp. rez. przy wsparciu dwóch dywizjonów artylerii na wzgórze 324. Zostało ono powstrzymane na południowych stokach. W tym samym czasie Niemcy uderzyli z Kortumowej Góry na wzgórze 374 przy silnym przygotowaniu artyleryjskim, zajmując je po kilku godzinach. W południe polscy obrońcy zaatakowali w kierunku na Hołosko Wielkie i wzgórze leżące na południe od niego, aby wspomóc działania 10. BK. Akcja nie była jednak uzgodniona z dowództwem 10. BK. Pod wieczór zdołano wprawdzie opanować połowę wsi, ale wkrótce polski batalion wycofał się za Pełtew.

17 września generał W. Langner wydał rozkaz ataku na wzgórza zamarstynowskie i wzgórze 324, aby uzyskać bezpośrednią łączność z siłami 10. BK. Doprowadziło to do zajęcia po południu sanatorium w Hołosku Wielkim i wdarcia się na wzgórze 324. Jednakże w tym samym czasie 10. BK, która nacierała bez powodzenia na wzgórza pod Zboiskami, otrzymała rozkaz Naczelnego Dowództwa WP przejścia na południe za Dniestr, a następnie na Węgry. W nocy obrońcy wyparli Niemców z pod lwowskich miejscowości Podborców, Podbereżeńców, Zniesienia, Laszki Murowane i Dublany. W godzinach rannych Dowództwo Okręgu Korpusu we Lwowie otrzymało meldunek o przekroczeniu polskiej granicy przez wojska sowieckie i ich posuwaniu się w głąb kraju.

Tego dnia po południu gen.W. Langnerowi został przekazany rozkaz Naczelnego Dowództwa WP, aby walczyć tylko z Niemcami, a do oddziałów Armii Czerwonej otwierać ogień tylko w przypadkach koniecznej samoobrony. W kierunku miasta posuwała się 6 Armia Frontu Ukraińskiego pod dowództwem komkora Filipa Golikowa. 18 września siły obrońców zostały wzmocnione przez przybycie z Łucka dwóch pociągów pancernych: nr 53 "Śmiały" kpt. Mieczysława Malinowskiego i nr 55 "Bartosz Głowacki" kpt. Andrzeja Podgórskiego. Do Lwowa przyjechał także II dywizjon 33. Pułku Artylerii Lekkiej. Szef sztabu 35. DP Rez., ppłk dypl. Jan Sokołowski zaproponował zdynamizowanie działań obronnych poprzez powołanie pod broń ochotników.

Zostało to poparte przez gen. bryg. w stanie spoczynku Mariana Januszajtisa, który wystąpił z apelem o wstępowanie do Ochotniczego Korpusu Obrony Lwowa (wkrótce osiągnął liczebność ok. 5 tys. ludzi). 18 września Naczelne Dowództwo Wehrmachtu (OKW) wydało dyrektywę nakazującą 14. Armii gen. płk. Wilhelma  osiągnąć linię: Skole, Stryj, wschodni skraj Lwowa, Kamionkę Strumiłową i Bug po Hrubieszów. XVIII Korpus Armijny pod dowództwem gen. Eugena Bayera miał zniszczyć GO gen. K. Sosnkowskiego i zdobyć Lwów, a 5. D. Panc. i 57. DP – opanować zagłębie naftowe. Niemcy, którzy bardzo chcieli zdobyć miasto, tego dnia zrzucili z samolotów ulotki wzywające do poddania i wystosowali ultimatum, zapowiadając na 19 września silny atak.

Z kolei dowódca sowieckiego Frontu Ukraińskiego, komandarm Siemion Timoszenko rozkazał, aby 5 Armia osiągnęła linię: Rożyszcze, Horochów, Łuck. 6 Armia zdobyła Lwów, a 12 Armia dotarła do linii

Żurawno, Dolina, Stanisławów, a następnie atakowała w kierunku Stryja, ubezpieczając lewe skrzydło od strony Rumunii. W ciągu nocy z 18 na 19 września prowadzono intensywne rozpoznanie na przedpolu polskich pozycji patrolami na wszystkich odcinkach. Z drugiej strony w nocy sowiecki pododdział zaatakował polskie barykady na Łyczakowie i ostrzelał stanowiska 1 baterii 42 dywizjonu artylerii lekkiej, próbując wedrzeć się do miasta z zaskoczenia.

Polacy odparli jednak to uderzenie. W tej sytuacji Sowieci zamknęli wschodni skraj miasta i zajęli Winniki.

19 września rano na rogatkę Łyczakowską przybyli oficerowie sowieccy, proponując dowództwu obrony Lwowa rozpoczęcie pertraktacji w celu przekazania miasta. Odbyły się one w Winnikach z udziałem płk. dypl. Bronisława Rakowskiego, ppłk. dypl. Kazimierza Ryzińskiego i mjr. dypl. Wacława Berki jako tłumacza.

Przedstawiciele strony sowieckiej twierdzili, że przybyli walczyć z Niemcami i nalegali na uzyskanie zgody na wejście do miasta. Ponieważ Polacy nie mieli odpowiednich pełnomocnictw, rozmowy miały być kontynuowane. Jednocześnie polscy obrońcy prowadzili dość intensywne działania zbrojne. Ich celem było wsparcie wojsk gen. K. Sosnkowskiego przedzierającego się od zachodu do Lwowa. Polacy zdołali zająć Zamarstynów i Hołosko Małe oraz południowy skraj Hołoska Wielkiego. Jednakże dalszy atak załamał się. Wyeliminowany został pociąg pancerny "Bartosz Głowacki", który otrzymał kilka bezpośrednich trafień, co go unieruchomiło, ale ewakuowano go na stację kolejową Podzamcze. Po południu gen. W. Langner rozkazał, aby w przypadku sowieckiego natarcia otworzyć ogień i nie dać się zaskoczyć.

Polscy obserwatorzy jednocześnie meldowali, że od strony Sichowa do granic miasta zbliżają się kolejne sowieckie i niemieckie oddziały. Do miasta dotarły jeszcze wolnymi liniami kolejowymi poprzez Dublany i Kamionkę Strumiłową trzy pociągi ewakuacyjne z Radomia, Dęblina i Starachowic.

Przywiozły one m.in. 4 armaty  40 mm, 12 tys. karabinów, 2 tys. ckm-ów, 4 tys. rkm-ów, 5 tys. Pistoletów, oraz duże ilości amunicji i granatów ręcznych. Późnym wieczorem do miasta zaczęły docierać pierwsze grupy żołnierzy z przebijającej się GO gen. K. Sosnkowskiego. 20 września załoga Lwowa przygotowywała się do obrony okrężnej. Generał F. Sikorski polecił dowódcom odcinków oraz dowódcom artylerii i saperów wzmocnić czołowy zarys obrony miasta przez zagęszczenie urządzeń fortyfikacyjnych, budowę nowych barykad i rowów przeciwczołgowych. Wysuniętym punktem oporu wewnętrznego miał być Wysoki Zamek. Tego dnia znacznie pogorszyła się sytuacja militarna polskich wojsk we Lwowie. Gen. W. Langner w dalszym ciągu liczył na powodzenie przebicia się do miasta GO gen. K. Sosnkowskiego i dlatego rozkazał wznowić od rana uderzenie na Brzuchowice i Hołosko.

Jednakże ponownie było ono nieudane. Z drugiej strony obrońcy Lwowa na południowym odcinku musieli odeprzeć natarcie niemieckiej piechoty i czołgów skierowane na Kulparków, koszary 6 Pułku Lotniczego i szosę do Stryja.

Na odcinku zachodnim i wschodnim zaobserwowano ożywioną działalność zwiadowczych pododdziałów niemieckich i sowieckich, a w samym Lwowie akcje sabotażowe i dywersyjne ukraińskich nacjonalistów.

20 września sztab sowieckiej 6 Armii Frontu Ukraińskiego przygotowywał generalne uderzenie na Lwów. Brygady pancerne opóźniły swoje przybycie pod miasto z powodu przeładowania kolumnami Armii Czerwonej szosy z Tarnopola do Lwowa.

Natomiast działająca na południe od Lwowa 12 Armia komandarma Iwana W. Tiuleniewa otrzymała rozkaz takiego przegrupowania własnych sił, aby uniemożliwić załodze Lwowa ewentualne przebicie się w kierunku granicy z Węgrami. Również strona niemiecka podjęła działania przygotowawcze do generalnego natarcia na miasto, które miało rozpocząć się trochę wcześniej niż atak sowiecki.

Niemcy wezwali polskich obrońców do kapitulacji do rana 21 września, a w przeciwnym razie zagrozili zniszczeniem Lwowa.

Przedstawiciele Wehrmachtu i Armii Czerwonej kilkakrotnie spotykali się pod Lwowem, aby uzgodnić wspólne działanie przeciwko polskim obrońcom, oraz wykorzystać nacjonalistów ukraińskich działających wewnątrz polskiej obrony miasta.

20 września sztab niemieckiej Grupy Armii Południe dostał wiadomość z Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych Niemiec (OKH) z rozkazem zaprzestania oblężenia Lwowa i utrzymywania łączności z odpowiednim dowódcą sowieckim, aby zapobiec dalszym starciom pomiędzy obiema armiami.

Z kolei rozkaz 14. Armii informował o ustaleniu niemiecko-sowieckiej linii demarkacyjnej, biegnącej wzdłuż Pisy, Narwi, Wisły i Sanu do Przemyśla, a dalej przez Chyrów do Przełęczy Użockiej. 21 września przedstawiciele Armii Czerwonej zaproponowali Polakom wznowienie rozmów.

Odbyły się one w Winnikach z udziałem ppłk. K. Ryzińskiego i mjr. Jana Jawicza w roli tłumacza.

Sowieci nalegali na otrzymanie zgody na wejście do Lwowa, do czego jednak polska delegacja nie miała kompetencji. W tej sytuacji zostało uzgodnione na po południe spotkanie gen. W. Langnera z generałem Armii Czerwonej. Wojska sowieckie zaatakowały jednak polskich obrońców, ale po trzykrotnym ostrzelaniu ich przez Polaków wycofały się na swoje pozycje.

Strona sowiecka zagwarantowała Polakom pozostawienie dotychczasowych władz miejskich, bezpieczeństwo życia wszystkim przebywającym na terenie miasta, zachowanie własności prywatnej i możliwość wyjazdu dla chcących do państw neutralnych, jednak były to tylko obietnice bez pokrycia, gdyż sowieci nie mieli zamiaru ich realizować.

22 września rano polska delegacja w składzie: gen. W. Langner, płk B. Rakowski i kpt. Kazimierz Czyhiryn jako tłumacz spotkała się w Winnikach z przedstawicielami Armii Czerwonej. Sowieci polskie warunki przyjęli w całości i bez dyskusji.

Został podpisany "Protokół ogłoszenia o przekazaniu miasta Lwowa Armii Czerwonej", zgodnie z którym oficerowie mieli zagwarantowaną wolność osobistą i nietykalność własności, oraz możliwość wyjazdu za granicę. Jednocześnie gen. W. Langner wydał "Rozkaz do wojska załogi Lwowa", określający kolejność i sposób opuszczania miasta przez żołnierzy, "Rozkaz do żołnierzy" z podziękowaniem za obronę miasta i "Odezwę do mieszkańców".

Poddanie miasta spotkało się z protestami oficerów, podoficerów a także szeregowców i ludności cywilnej. Był to ogromny błąd gen. Langnera który uwierzył w coś co nie istniało w armii sowieckiej, czyli honor i poszanowanie prawa międzynarodowego. Gen W. Langner zapewne nie wziął pod uwagę dywersji wewnętrznej band ukraińskich nacjonalistów OUN.

Polacy wychodzili ze Lwowa w kolumnach, oddzielnie oficerowie, a oddzielnie pozostali wojskowi. Za granicami miasta ich eskortowanie przejęli żołnierze sowieccy. Po dotarciu do Winnik polscy oficerowie nie zostali jednak zwolnieni, tylko ze złamaniem podpisanych umów wzięci do niewoli. Podobnie jak pozostali oficerowie trafili do obozów jenieckich, a następnie zostali zdradziecko wymordowani przez NKWD.

Wkraczająca do Lwowa w godzinach popołudniowych Armia Czerwona wraz z NKWD od początku dokonywały licznych zbrodni, m.in. rozstrzelani zostali polscy policjanci przy rogatce przy ul. Zielonej, podobnie jak inna grupa żołnierzy i policjantów w Brygidkach. Gwałty i rabunki Sowietów doprowadziły do protestu prezydenta miasta S. Ostrowskiego u dowództwa sowieckiego, ale bez żadnego rezultatu.

Nowe władze zarządziły rejestrację uchodźców i pozostałych w mieście wojskowych. 24 września aresztowany został S. Ostrowski, a 27 października gen. M. Januszajtis, który zaczął już tworzyć pierwsze zawiązki konspiracji. Nieuzasadniony optymizm i wiara w szczerość sowieckich intencji związanych z poddaniem miasta zaowocowała szybką decyzją o przekazaniu Lwowa Armii Czerwonej a w konsekwencji Zbrodnią Katyńską.

Stan zapasów, zaopatrzenia i uzbrojenia, oraz postawa żołnierzy i ludności cywilnej dawały możliwość prowadzenia dłuższej obrony miasta. Zgodnie z paktem Ribbentrop - Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku, Lwów trafił do radzieckiej strefy okupacyjnej, był to osobisty sukces Stalina i jego zemsta za rok 1920 rok, kiedy to 1 Konna Armia Budionnego nie zdołała zdobyć Lwowa i została rozbita przez Polaków.

O wojnie niemiecko-bolszewickiej dowiedział się Lwów wczesnym rankiem w niedzielę, 22 czerwca 1941 roku, gdy nad miastem ciężko zahuczały eskadry niemieckich bombowców. Gęsto rzucane bomby nie pozwalały na żadne złudzenia. Kraje, które przed niespełna dwoma laty sprzymierzyły się, żeby nas zniszczyć, teraz przystąpiły do wzajemnej walki, a z murów lwowskich Brygidek sączyła się krew z mózgami pomordowanych przez NKWD więźniów – sam widziałem ślady tej zbrodni.

Po 1945 roku polska granica wschodnia miała być oparta na tzw. Linii Curzona, co sam zresztą zaproponował Stalin. Wszystkie wersje tej linii pozostawiały Lwów po stronie polskiej, który historycznie i etnicznie był czysto polski, jednak Stalin kierując się osobistymi pobudkami wykreślił własną linię która była zgodna z paktem Hitler-Stalin z 28 września 1939 roku, pozostawiając Lwów w radzieckiej strefie okupacyjnej. Stan ten został utrwalony w 1945 roku w Jałcie przez obojętną postawę  USA i Wlk. Brytanii. Pod okupacją sowiecką nastały tragiczne czasy dla Polaków i polskich ziem, siłą przyłączonych do ZSRS. Armia Czerwona wspólnie z NKWD dokonywała czystek etnicznych w czym pomagali jej też ukraińscy nacjonaliści, oraz mordów, grabieży i deportacji ludności polskiej.

Szczególnie zwalczano polską inteligencje, ziemiaństwo, administrację wojskowo-cywilną oraz kościół rzymsko-katolicki. Doszło do masowego rabunku i dewastacji polskiego majątku narodowego na polskich ziemiach zaanektowanych przez ZSRR - źródło / http://ivrozbiorpolski.pl

 

Okupacja tej części Polski która znalazła się po 17 września w rękach sowieckich - ok. 52% Polski, została wykorzystana przez sowietów nie tylko do mordowania narodu polskiego i jego elit, lecz także jako laboratorium przyszłych kadr, które kształtowały tzw. Polską Rzeczpospolitą Ludową / PRL/. Ludzie ci rządzili Polakami z ramienia Moskwy przez ponad 50 lat, wywodzili się często spośród kolaborantów na rzecz sowietów, oraz zdrajców narodowych. Ich potomkowie dotrwali niekiedy u steru władzy do dnia dzisiejszego, zajmując ważne miejsca w strukturze społecznej i celowo blokują ujawnianie całej prawdy o 17 września 1939 czyli o IV rozbiorze Polski, jak i 4 czerwca 1989 roku.

Milczenie jest również kłamstwem.

Dlaczego  media publiczne milczą o zbrodniach nacjonalistów OUN – UPA?

Dlaczego Sejm RP uchwala „znamiona ludobójstwa” na Kresach i w Małopolsce Wschodniej? 

Oczywiście termin „znamiona ludobójstwa” nie jest  ludobójstwem zgodnie z wykładnią prawną ludobójstwa. „Znamiona ludobójstwa” mogą być „zbrodnią wojenną”, która ulega przedawnieniu i o to zapewne chodzi stronom - rosyjsko – ukraińsko – polskiej.

Po Dramacie Narodowym nazywanym nie wiadomo dlaczego „katastrofą smoleńską” polscy dziennikarze w Moskwie słyszeli od przypadkowych przechodniów, iż zbrodni w Katyniu dokonali Niemcy.

Urzędujący premier polskiego rządu jest „naszym człowiekiem w Warszawie” / gazieta.ru /, a prasa sowiecka podaje, iż dziadek Tuska służył w Wehrmachcie.

Rosyjska prasa przypomina o dziadku z Wehrmachtu Tuska / Niezawisimaja Gazieta 21.05.2010 /.

- Według „Niezawisimaja Gazieta"…  „Warszawy nie interesuje też los 60 277 Polaków, którzy dostali się do radzieckiej niewoli w latach 1941-45. Chodzi o panów ubranych w mundury Wehrmachtu i jednostek SS”.

„Do Wehrmachtu i SS wstąpiło łącznie około pół miliona polskich ochotników. Wśród nich był Józef Tusk” – pisze gazeta,

i dalej:

" polskie władze w ogóle nie chcą mówić o tym pół milionie swoich rodaków. Gdy przypiera się ich (do ściany), twierdzą, że to „źli Niemcy przymusowo zmobilizowali nieszczęsnych Polaków”. Niestety - żadnej mobilizacji ani do Wehrmachtu, ani do SS Niemcy nie prowadzili, nie tylko wśród Polaków, ale także wśród Rosjan, Francuzów i innych - twierdzi dziennik, podkreślając, że to nie Rosja jest odpowiedzialna za zbrodnię w Katyniu, lecz Niemcy”.

W wyniku II Wojny Światowej zginęło około 6 milionów Polaków, a w latach 1939 – 1947 w Rzezi Wołyńskiej i zbrodniach popełnionych przez  OUN – UPA w Małopolsce Wschodniej - około 200 tysięcy obywateli polskich straciło życie w sposób najokrutniejszy z okrutnych, w tym dzieci, kobiety w ciąży i starcy.

Przez minione 72 lata od wybuchu II Wojny Światowej  w światowej polityce nic się w zasadzie nie zmieniło.

W ostatnich czterech latach Polska utraciła dostęp do morza. Niemożliwe, stało się możliwe, poprzez likwidację przez rząd RP polskich stoczni w  Szczecinie, czy Gdańsku.

 -W tym miejscu warto zacytować fragment   przemówienia ministra spraw zagranicznych RP Józefa Becka 5 maja 1938 roku wygłoszonego w Sejmie - / „(…) odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da III (…)”.

Polska posiada ubożuchną armię, zapewne nawet nie o potencjale trzeciego świata. Polacy są tak okłamywani, jak czyni to propaganda rosyjska np. w istniejącej w dalszym ciągu „Komsomolskiej Prawdzie”, czy kremlowskim portalu internetowym gazeta.ru  zbrodnia katyńska nie jest przedstawiana jako ludobójstwo, lecz jako zbrodnia wojenna dokonana przez Niemców.

Powstał jakiś twór zwany „Unią Europejską” z obecną „polską prezydencją na czele” sprzymierzoną m.in. ze światową masonerią, walczącą zajadle z Kościołem rzym. kat. czego wstępne owoce obserwowaliśmy niedawno pod „Pałacem Prezydenckim” na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie w walce z Krzyżem Chrystusowym.

Polska z  kraju tworzącego przedmurze chrześcijaństwa stała się przedmurzem mongolskiego pogaństwa.

I tak w roku 2011 przedstawiciele najwyższych władz Unii Europejskiej spotkali się z reprezentantami masonerii. Nastąpiło to w ramach corocznego spotkania szefów Komisji Europejskiej, Rady Europejskiej i Parlamentu Europejskiego z organizacjami filozoficznymi i ruchami niewyznaniowymi.

Jose Barroso, Herman Van Rompuy i Jerzy Buzek rozmawiali z członkami tej największej na świecie i najbardziej zaciekłej organizacji antykatolickiej, aby – jak wyjaśniono – dyskutować na temat walki z biedą i wykluczeniem społecznym.

Przedstawiciele Brukseli spotkanie z masonami uzasadniali koniecznością dialogu między unijnymi instytucjami, a wspólnotami religijnymi, Kościołem, oraz stowarzyszeniami niewyznaniowymi.

Jose Barroso jako szef Komisji Europejskiej od wielu już lat spotyka się z najwyższymi władzami masonerii.

Mówić w Polsce  o masonerii dzisiaj, to narażać się na posądzenie o fobie antymasońskie, o chęć polowań na czarownice, w końcu o wskrzeszanie dawno nie istniejących mitów. A tymczasem masoneria, to cząstka naszej współczesności, pozornie niezbyt widoczna, ale za to niezwykle aktywna i agresywna.

W 1983 roku Kongregacja Doktryny Wiary wydała deklarację podpisaną przez prefekta kard. Józefa Ratzingera, przyjętą przez Jana Pawła II i upublicznioną na jego polecenie. Czytamy w niej:

„Negatywna ocena Kościoła o wolnomularskich zrzeszeniach pozostaje wciąż niezmienna, ponieważ ich zasady były zawsze uważane za nie do pogodzenia z nauką Kościoła i dlatego też przystąpienie do nich pozostanie nadal zabronione. Wierni, którzy należą do wolnomularskich zrzeszeń znajdują się w stanie grzechu ciężkiego i nie mogą przyjmować Komunii świętej”.

Przedmiotem publicznej dyskusji, są „oszołomi” pod krzyżem, a Kresowianom zamyka się usta w ich krzyku rozpaczy.

Komu w Polsce potrzebne jest ogłoszenie, iż w niepodległej II RP  - wrogie narodowi polskiemu siły OUN – UPA dokonały ludobójstwa ok. 200 tysięcy jej obywateli?

Komu w Polsce potrzebna jest wiedza w jak okrutny sposób mordowano,  nie oszczędzając małych dzieci, kobiet w ciąży, czy starców?

Zapewne nie interesom polsko – ukraińskim honorującym faszystę i nacjonalistę Juszczenkę doktoratem honoris causa polskiego uniwersytetu, czy wrogiej Polsce nacjonalistycznej ukraińskiej partii „Swoboda”, ku uciesze której prezydent RP Bronisław Komorowski jedzie z Janukowiczem prezydentem „swobodnej” Ukrainy do Sahrynia honorować banderowców, katów polskiego narodu.

Doprowadzono polskie społeczeństwo do tego, że wiele tematów i problemów nie staje się przedmiotem publicznej dyskusji narodu, przy równoczesnych modlitwach Komorowskiego w Jedwabnem z trzema rabinami w intencji Żydów pomordowanych rzekomo przez Polaków w 1941 roku.

Nie ustala się 11 lipca Dniem Męczeństwa Kresowian, natomiast  Polacy mordujący Żydów w celach rabunkowych występujący równocześnie jako antysemiccy mordercy –  satysfakcjonują faszystów ukraińskich.

Czyżby dla tej satysfakcji środki masowego przekazu w Polsce podają wielokrotnie powielane kłamstwo, iż według Instytutu Pamięci Narodowej  Polacy w Jedwabnem zamordowali 360 Żydów?

Instytut Pamięci Narodowej - Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku w śledztwie dotyczącym mordu w Jedwabnem, wydał 30 czerwca 2003  Postanowienie o umorzeniu postępowania przygotowawczego z powodu nie wykrycia sprawców.

 http://www.ipn.gov.pl/ftp/pdf/jedwabne_postanowienie.pdf

Dlatego lepiej milczeć! Milczenie jest też kłamstwem i manipulacją polityczną. W imię poprawnych stosunków z nacjonalistyczno – faszystowską Ukrainą, w Polsce zataja się prawdę, nie porusza się  „karkołomnych” tematów i nie interweniuje się, gdy nagonki upowskie „swobodnie” wznoszą antypolskie okrzyki i hasła „banderowsko – szuszkiewiczowskie”, a we Lwowie i innych miastach czci się SS – Galizien, batalion Nachtigall, wznosząc równocześnie nacjonalistom i faszystom pomniki chwały i nazywając ulice i place nazwiskami ukraińskich morderców.

Niepokojące informacje o polskim Kościele podał w tygodniku „Głos” w 2008 r. prof. Jan Żaryn z Instytutu Pamięci Narodowej. Stwierdził on, że wśród księży diecezjalnych było 2.142 tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa / TW /, wśród zakonników – 46, zakonnic - -12, na KUL – 24, w ATK (Akademia Teologii Katolickiej) – 15, a w wyższych seminariach duchownych – 39.

Z zawołaniem – „nie drażnić Rosji” powstała kopia / oby nie do wklejenia / sytuacji opisanej powyżej sprzed 1 września 1939 roku, tym razem z czynnym zaangażowaniem się Stanów Zjednoczonych, ale już  z nowym hasłem po Dramacie Narodowym: „nie mieszamy się do waszych / polskich / spraw związanych z Rosją” natomiast mieszamy się do waszych stosunków z lobby żydowskim w Stanach Zjednoczonych, względem którego macie zobowiązania dotyczące restytucji mienia pożydowskiego w wysokości 67 miliardów dolarów amerykańskich.”.

To „lobby żydowskie” w Stanach Zjednoczonych to nieznana ilość organizacji żydowskich nie zarejestrowanych w sądach powszechnych, a więc nie mających podstaw prawnych swojej działalności, możnych i wpływowych również politycznie w Administracji USA, którym Donald Tusk jako premier RP podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych w 2008 roku obiecał wypłatę 67 miliardów dolarów amerykańskich jako restytucję mienia pożydowskiego.

Tak więc Stany Zjednoczone z biernej postawy we wrześniu 1939 roku przeistoczyły się w oficjalny kraj antypolski.

Oto kolejność wydarzeń:

Stuart E. Eizenstat, prawnik, w latach dziewięćdziesiątych ambasador USA przy Unii Europejskiej, specjalny doradca sekretarz stanu Hilary Clinton do spraw epoki Holocaustu wyraził "rozczarowanie" nie wdrożeniem do tej pory przez Polskę ustawy o restytucji mienia żydowskiego i dodał, że ma nadzieję, iż polski rząd będzie "kontynuował działania, które tak wiele razy obiecywał i że zrobi krok naprzód w sposób, na który stać go finansowo, w sposób sprawiedliwy wobec społeczeństwa polskiego i tych polskich obywateli, oraz osób o polskich przodkach, którzy stracili własność zarówno w epoce komunistycznej, jak i nazistowskiej”.

Menachem Rosensaft nowojorski prawnik, założyciel i przewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia Dzieci Ofiar Holokaustu, którego rodzice przeżyli Auschwitz i Bergen-Belsen, wyraził opinię:

„10 lipca 1941 Polacy we wschodnim polskim miasteczku Jedwabne zgonili i zmasakrowali ponad 300 żydowskich sąsiadów ( Jan Tomasz Gross podaje podał liczbę ofiar 1600 – w publikacji „Sąsiedzi”).

Prowadzeni przez swojego burmistrza, ci w większości chodzący do kościoła chrześcijanie zgonili żydowskich mężczyzn, kobiety i dzieci do stodoły i spalili ich tam żywcem. W lipcu 1946 tłum w polskim mieście Kielce zabił 42 Żydów którzy powrócili tam po Holocauście”.

W styczniu 1996 roku polski minister spraw zagranicznych Dariusz Rosati, w latach 1966–1990 należący do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, aktywista, ideolog, lektor - wykładowca partyjny,  przyznał w liście do Światowego Kongresu Żydów że - jak to nazwał - "niesławny pogrom kielecki " był "aktem polskiego antysemityzmu".

I dalej Rosensaft:

„Pomiędzy pogromami w Jedwabnem i Kielcach, niezliczeni Polacy czerpali profity z niemieckiego "Ostatecznego Rozwiązania Kwestii Żydowskiej". Polaków którzy ukrywali Żydów ryzykując własnym życiem ogromnie przewyższali liczebnie ci, którzy denuncjowali Żydów nazistom, grabili ich mienie i bezwstydnie wprowadzali się do domów żydowskich rodzin, które zostały deportowane do obozów śmierci i obozów koncentracyjnych. Dodatkowo, Polacy codziennie korzystają z zysków z własności wartej miliony dolarów, którą Żydzi posiadali w Polsce przed 1939 rokiem”.

„Podczas gdy inne dawne kraje komunistyczne wschodniej i centralnej Europy podjęły znaczące, nawet jeżeli nie w pełni satysfakcjonujące działania, by zamknąć rachunki ze swoimi byłymi obywatelami, Polska powłóczy nogami przez ponad 20 lat, z kolejnymi prezydentami, premierami i innymi oficjelami obiecującymi wdrożenie ustawy, które to obietnice nigdy się nie materializują”.

„Polskie władze muszą zostać zmuszone do zrozumienia , że to co urasta do wielkiego złodziejstwa i sprzeniewierzenia jako narodowa polityka ma konsekwencje. Dopóki Polska nie wdroży znaczącego prawa, które odnosi się do roszczeń majątkowych ofiar Holocaustu i ich potomków, wspólnota żydowska ogólnie, oraz ocaleni i ich rodziny w szczególności, powinny wstrzymać zasilanie polskiej gospodarki pieniędzmi z turystyki i w inny sposób. Moralna perswazja w sposób jasny nie zadziałała. Może potraktowanie Polski w ten sam sposób, w który ona traktuje Żydów i innych obrabowanych ze swojej własności okaże się bardziej skuteczne”.

W dniach 2 – 4 lipca 2010 r. a więc również w czasie trwania ciszy wyborczej przyjechała do Polski ponad setka politycznych VIP-ów, wśród nich sekretarz stanu USA Hillary Clinton, aby spotkać się z p.o. prezydenta RP Bronisławem Komorowskim. Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski wizytę potwierdził, nie podał jednak celu wizyty. Cel wizyty był oczywisty.  

Hillary Clinton wysłana została przez wpływowe samozwańcze grupy organizacji żydowskich w USA, aby załatwiła z / nowym!/ prezydentem RP wypłatę majątku Narodu Polskiego na rzecz owych grup w kwocie przekraczającej 67 miliardów dolarów USA, a więc 4,2 razy więcej niż wynosi deficyt budżetowy / 52 miliardy zł – 16 miliardów dolarów amerykańskich /, przy długu zagranicznym państwa polskiego wynoszącym ponad 185 miliardów euro.

Bezprecedensowa wizyta przypadająca w czasie kampanii prezydenckiej i ciszy wyborczej dla pokazania się Komorowskiemu 100 politycznym VIP-om na czele z sekretarz stanu USA Hillary Clinton stanowiła jawne pogwałcenie suwerenności Polski z obrazą przez USA polskiej racji stanu. Nie informowanie opinii publicznej o zaplanowanej wizycie i jej nie przypadkowy przecież termin stanowił następny krok w serwilistycznej, aroganckiej, antypolskiej, polityce rządu Donalda Tuska. Wizytę Hillary Clinton w tym wyborczym terminie należy uznać za niedopuszczalną i bezpardonową ingerencję w wewnętrzne sprawy Polski z arogancją prezydenta Stanów Zjednoczonych włącznie.

Wizyta lipcowa 2010 była integralnie powiązana również ze spotkaniem w USA Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego z grupą czołowych przedstawicieli tzw. lobby żydowskiego- samozwańczych organizacji żydowskich w USA w marcu 2008 r.

Podczas tego spotkania w Nowym Jorku z przedstawicielami organizacji żydowskich w USA premier Donald Tusk obiecał rozwiązanie jeszcze w roku 2008 ciągnącego się od lat problemu restytucji prywatnego mienia żydowskiego w Polsce.

Informację tę potwierdził szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak, który towarzyszył szefowi rządu podczas wizyty w USA.

Premier Tusk poruszając problem prywatnej własności był bardzo otwarty i potwierdził to o czym zapewniał min. Łaszkiewicz, który powiedział, iż ten rząd zobowiązuje się do rozwiązania problemu.

Premier powiedział, że do września 2009 r. ustawa o reprywatyzacji zostanie uchwalona i szybko jeszcze w roku 2009 wprowadzona w życie. Wiceprezes Światowego Kongresu Żydów / WJC / Kalman Sułtanik oświadczył, iż premier zapowiedział poddanie pod głosowanie ustawy o reprywatyzacji mienia żydowskiego jeszcze do września 2008 roku.

Informacja PAP z marca 2008 r. nie wyjaśniła pod jakie głosowanie nieistniejąca ustawa o reprywatyzacji mienia żydowskiego ma być poddana. PAP nie wyjaśniła również, iż w przypadku mienia pożydowskiego każdą indywidualną sprawę wyjaśnia postępowanie sądowe z udziałem kuratora reprezentującego interesy byłego właściciela.

Premier polskiego rządu deklarując wypłatę amerykańskim organizacjom żydowskim za mienie pożydowskie w żądanej wysokości 67 miliardów dolarów nie oświadczył publicznie z jakich środków owe pieniądze /odszkodowania ? / będą pochodzić. Z budżetu państwa? Zapewne Tusk zmierza do przekazania majątku narodowego do kas lobby żydowskiego w USA, w czym miało dopomóc mu 100 VIP-ów z Hilary Clinton na czele. Deficyt budżetowy państwa polskiego wynosi 52 miliardy zł czyli ok. 15 miliardów dolarów USA. Tusk podjął więc zobowiązanie skarbu państwa w wysokości przekraczającej 4,5 razy deficyt budżetowy państwa.

 

Istniał oczywiście plan pokazania Komorowskiego w uściskach z Hillary Clinton, aby w ten sposób zapewnić mu zwycięstwo w II turze wyborów prezydenckich. Jarosław Kaczyński w razie zwycięstwa nie byłby właściwym prezydentem RP do tych haniebnych rokowań.

Polska w obliczu niespotykanej na przestrzeni wieków Tragedii Narodowej oddaje śledztwo Rosji,  wielokrotnej historycznej, ponurej morderczyni Polaków. Rosyjskie śledztwo trwa pomimo protestów społecznych i 50 tysięcy podpisów o powołanie komisji międzynarodowej zebranych przez prof. Jacka Trznadla.

Wszak MAK to przecież współczesna kontynuacja kłamstwa katyńskiego 1940, kontynuacja zbrodniczej komisji Burdenki, z udziałem Aleksego Tołstoja, czy Mikołaja  metropolity.

O „Sonderaktion Krakau” wiedzą wszyscy, natomiast nie wiele mówi się o „Sonderaktion Lemberg” w czasie której zginęło nie tylko 45 profesorów lwowskich wyższych uczelni, niejednokrotnie żywcem pogrzebanych w akcji „Nachtigall” ukraińsko – faszystowskiego batalionu śmierci na zboczu Góry Kadeckiej Wzgórz Wuleckich we Lwowie 4 lipca 1941 roku.

Warto wiedzieć, iż od 1989 roku na miejscu zbrodni odprawiane są w tym dniu nabożeństwa, bez udziału polskich polityków. Po co składać hołd m.in. prof. Kazimierzowi Bartlowi trzykrotnemu premierowi rządu RP. skoro z Warszawy bliżej jest do Jedwabnego dla złożenia hołdu modlitewnego przez prezydentów RP Kwaśniewskiego i Komorowskiego i trzech rabinów wobec 360 Żydów, jak kłamstwo niesie, pomordowanych przez polskich antysemitów, a jeszcze  dużo dalej do uznania 11 lipca DNIEM MĘCZEŃSTWA KRESOWIAN.

O prawdę o zbrodniach OUN – UPA w Rzezi Wołyńskiej, Małopolsce Wschodniej i innych miejscach kaźni do polskiego establishmentu wołają nie tylko organizacje kresowe i kresowiacy. Te mordy należą do spraw narodowych. Wołamy o edukację, również następnych pokoleń i nie fałszowanie historii, nie przemilczanie.

Rządzący, nie darujcie, wyświetlajcie prawdę o okrutnych mordach dokonanych przez nacjonalistów ukraińskich,

ujawniajcie narodowi, iż wołyńskich Polaków rąbano siekierami, przecinano na pół piłami, rozpruwano brzuchy, wydłubywano oczy, wrzucano do studzien, bito aż do zabicia, krzyżowano na otwartych drzwiach, gwałcono i obcinano genitalia, wbijano długi i gruby gwóźdź do czaszki, zdzierano z głowy włosy ze skórą (skalpowano), zadawano ciosy obuchem siekiery w czaszkę, wyrzynano na czole "orła", wbijano bagnet w skroń, wieszano chłopców na klamkach za genitalia, wyłupywano oczy, obcinano nosy, obcinano uszy, przebijano zaostrzonym grubym drutem ucho na wylot drugiego ucha, obcinano języki,  podrzynano gardła i wyciągano przez otwór język na zewnątrz, kneblowano usta pakułami przy transporcie jeszcze żywych ofiar, skręcano głowy do tyłu. Rodzice patrzyli na mękę swoich dzieci, dzieci na męki rodziców.

Nie dopuście do takiego osłabienia polskiej armii, która nie stawi czoła nikomu. Istnieje groźba dla Polski odradzającego się imperializmu rosyjskiego z jednej strony, antypolskiej Ukrainy z drugiej.

 Już Polsce oficjalnie grożą, Rosja, „swobodna” Ukraina i Administracja Stanów Zjednoczonych „swobodnie” działająca w Polsce w czasie ciszy wyborczej 2010, zapewne wierna teherańsko – jałtańskim ustaleniom, mająca w pamięci mord popełniony przez NKWD w 1941 roku w lwowskich Brygidkach,  z mózgami i krwią  więźniów na murach podworca lwowskich Brygidek.

Może na murach  podworca lwowskich Brygidek  była również  krew i mózg mojego Ojca ś. p. Maurycego Mariana Szumańskiego?

                                  

          Aleksander Szumański – redakcja Kresowego Serwisu Informacyjnego