foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

POTOP SZWEDZKI

INWAZJA BARBARZYŃCÓW NA POLSKĘ

Autor Krzysztof Jóźwiak "Rzeczpospolita"

W ciągu ostatnich czterech stuleci Polska była wielokrotnie najeżdżana, okupowana i grabiona, a jej ludność bestialsko mordowana. Ataki przychodziły z różnych stron, ale bez wątpienia największe straty przyniosły potop szwedzki oraz okupacja niemiecka w czasie II wojny światowej.

Choć oba te wydarzenia dzielą niemal trzy stulecia, mają one ze sobą wiele wspólnego. W obu przypadkach ziemie rdzennie polskie znalazły się pod obcą okupacją, a skala strat demograficznych, materialnych i kulturowych była katastrofalna. Niektórzy badacze uważają nawet, że najazd szwedzki był pod wieloma względami bardziej destrukcyjny niż okupacja niemiecka (swoją drogą warto zauważyć, że potop także był w dużym stopniu „dziełem" niemieckim – król szwedzki Karol X Gustaw był rodowitym Niemcem z dynastii Wittelsbachów, a w jego wojsku służyło wielu żołnierzy najemnych z krajów Rzeszy).

Jest wszakże pewna znacząca różnica między tymi wydarzeniami. W 1939 r. hitlerowski Wermacht napadł na kraj, który nie należał do najzamożniejszych i tak naprawdę dopiero leczył rany po wcześniejszych klęskach i latach zaborów. Natomiast państwo, które „zalał" potop szwedzki, opływało w bogactwa, których najeźdźcy u siebie nie posiadali. Rzeczpospolita Obojga Narodów kusiła ubogich i zapóźnionych kulturowo Szwedów pięknymi i świetnie wyposażonymi pałacami królewskimi i magnackimi, dobrze prosperującymi dworami szlacheckimi i dość zamożnymi miastami. Nawet zagrody kmiece były dość zadbane jak na ówczesne europejskie standardy. Ziemie Korony od wielu pokoleń szczęśliwie omijały wojenne pożogi; np. w Małopolsce ostatni niszczący najazd zdarzył się 365 lat wcześniej. Nigdy w swojej historii ziemie rdzennie polskie nie zaznały tylu lat spokoju i prosperity, co w okresie poprzedzającym potop. Zgromadzono wtedy największą w naszej historii ilość cennych dzieł sztuki, architektury i piśmiennictwa. Była to przede wszystkim bezcenna spuścizna złotego wieku Jagiellonów, ale Wazowie, choć władcami byli fatalnymi, również zaliczali się do znakomitych mecenasów i kolekcjonerów dzieł sztuki. Królewska biblioteka i galerie obrazów dorównywały najświetniejszym kolekcjom Europy. Gdy po śmierci Rubensa rodzina urządziła w Antwerpii wyprzedaż jego zbiorów, Władysław IV był po królu hiszpańskim największym nabywcą. Dodajmy jeszcze, że wielu polskich magnatów dysponowało majątkami i zbiorami dzieł sztuki przewyższającymi te królewskie.To, co wydarzyło się w czasie powstania kozackiego, wojny z Rosją, a przede wszystkim potopu szwedzkiego, było więc kataklizmem. Szwedzi zajęli najlepiej rozwinięte gospodarczo i zurbanizowane tereny Rzeczypospolitej. Okupowali i w znacznym stopniu zniszczyli aż sześć z dziewięciu największych polskich miast: Kraków, Warszawę, Toruń, Elbląg, Poznań i Lublin. Gdańsk się obronił, ale poniósł ogromne straty finansowe. Wilno zostało spustoszone przez Rosjan. Ocalał jedynie Lwów. W rezultacie doszło do zapaści demograficznej kraju. Ludność Rzeczypospolitej zmniejszyła się o 30–40 proc., a w rejonach najdłużej okupowanych przez Szwedów, np. w Wielkopolsce czy Prusach Królewskich, przeżył jedynie co drugi mieszkaniec.

GRABIEŻ TOTALNA

Skalę zniszczeń dokonanych przez Szwedów można dostrzec, przeglądając współczesne przewodniki turystyczne. Niemal przy każdej malowniczej ruinie z dawnych wieków znajdziemy dopisek: „zniszczony podczas potopu szwedzkiego". Zagłębiając się w dzieje polskich miast, również łatwo zauważymy wyraźną cezurę – większość z nich podupadła po najazdach szwedzkich w połowie XVII i na początku XVIII wieku. Siedemnastowieczny poeta Walenty Odymalski pisał: „Zamki zdradliwą sztuką osiągnione/ Jedne spustoszył i z gruntu wywrócił/ Drugie, pokojem choć ubezpieczone/ Z dostatków wszystkich tyran ogołocił". I nie ma w tym słowa przesady.

Szwedzi nie tylko pustoszyli podbite ziemie na niespotykaną wcześniej skalę, ale cechowała ich również iście barbarzyńska pasja niszczenia. Dopiero Niemcy podczas II wojny światowej wykazali się podobną systematycznością w mordach i grabieżach. Potop szwedzki był serią niekończących się pochodów wojsk jednej i drugiej strony konfliktu, które uganiały się za sobą przez kilka lat po niemal całym terytorium Korony i częściowo Litwy. Większość kościołów, zamków, pałaców i budowli miejskich na trasie przemarszów Szwedów została zrujnowana.

Być może początkowo Karol X Gustaw miał nieco inne plany w stosunku do Rzeczypospolitej. Mogą o tym świadczyć rozkazy, jakie wydał swoim podkomendnym jeszcze przed inwazją – nakazywał im dyscyplinę i zabraniał łupienia. Szybko jednak zmienił zdanie. Skłoniły go do tego już pierwsze wystąpienia partyzanckie w Wielkopolsce, trudności z opłaceniem własnych oddziałów i niespotykana ilość zbyt łatwo zagarniętych skarbów. Instynkt grabieżcy wziął górę nad rozumem politycznym. Poza tym szwedzki władca i jego dowódcy wyznawali pogląd, że wojna musi się sama żywić.

Szwedzi ogołacali wnętrza zamków, pałaców, dworów, klasztorów i kościołów ze wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość, łącznie z detalami architektonicznymi (np. skuwano marmury, odłupywano rzeźby zdobiące fasady). Szwedzcy żołdacy potrafili zeskrobywać płatki złota z listew zdobiących wnętrza Zamku Królewskiego w Warszawie, aby po przetopieniu uzyskać z tego cztery złote dukaty, albo zniszczyć trumnę króla Władysława IV w katedrze wawelskiej, by wyciągnąć z niej dwa srebrne gwoździe. Zły przykład dawali najwyżsi dowódcy, na przykład generał Würtz własnoręcznie obdzierał relikwiarz św. Stanisława w katedrze wawelskiej ze srebrnych blach.

Dla Szwedów nie miało znaczenia, czy brali miasto lub zamek szturmem, czy poddawały się one z własnej woli. Notorycznie łamali także warunki kapitulacji. Taktykę mieli wszędzie podobną. Najpierw nakładali na zdobyte miasto horrendalnie wysoką kontrybucję, a kiedy mieszkańcy nie byli w stanie jej spłacać, przystępowali do przetrząsania i okradania domostw oraz obiektów użyteczności publicznej. Jeszcze większe używanie mieli w pałacach królewskich i magnackich. Z Wiśnicza Lubomirskich łupy wywieźli na 150 wozach. Jeszcze gorsze było to, że opuszczając miasto lub zamek, najczęściej je podpalali, stosując taktykę spalonej ziemi. Działali bardzo metodycznie, np. zamek w Kruszwicy podpalali dwukrotnie: w 1655 i 1657 r. Między innymi dlatego tak niewiele zabytków polskiej architektury przedbarokowej zachowało się do naszych czasów.

W Prusach Królewskich żołnierze Karola Gustawa zdewastowali m.in. Braniewo, Brodnicę, Chełmno, Chojnice, Elbląg, Frombork, Golub, Gniew, Grudziądz, Malbork, Starogard Gdański, Sztum, Świecie, Tczew, Toruń; w Wielkopolsce i na Kujawach zniszczono m.in. Brześć Kujawski, Bydgoszcz, Czaplinek, Dobrzyń nad Wisłą, Drahim, Gniezno, Inowłódz, Jarocin, Kalisz, Kruszwicę, Koło, Konin, Łęczycę, Nakło, Nieszawę, Opalenicę, Poznań, Przedecz, Wieluń, Włocławek, Sieradz; na Podlasiu – Bielsk Podlaski, Knyszyn, Narew, Tykocin, Węgrów; na Mazowszu – Czersk, Łomżę, Łowicz, Sochaczew, Warkę, Zakroczym, Pułtusk, Rawę; w Małopolsce – Chęciny, Częstochowę, Iłżę, Jędrzejów, Kraśnik, Lanckoronę, Lublin, Myślenice, Oświęcim, Sandomierz, Stary Sącz, Tarnów, Wiśnicz, Zator. Lista ta jest znacznie dłuższa. Najbardziej bolesne były jednak straty, jakie poniosły obie stolice – Kraków i Warszawa.

ZRUJNOWANE STOLICE

Kraków ucierpiał już podczas przygotowań do obrony, ponieważ Stefan Czarniecki kazał spalić przedmieścia, aby oczyścić pole do obrony. Ogień strawił Kleparz, Biskupie i domy za Bramą Wiślną. Niestety, przerzucił się z wiatrem także na inne obiekty miasta – młyn na Piasku, wodociągi, basztę kuśnierską z garbarnią i część zabudowań uniwersytetu. Po tym pożarze krakowska Alma Mater nie odzyskała już dawnej świetności i spadła do kategorii uczelni lokalnych. Po zajęciu miasta Szwedzi nałożyli na mieszkańców bardzo wysoką kontrybucję – 300 tys. zł. W czasie dwuletniej okupacji złupili wszystkie kościoły i klasztory, konfiskując większość dzwonów i naczyń liturgicznych, a także rezydencje królewskie i domy bogatych mieszczan.

Wawel i katedra okradane były ośmiokrotnie. Szukając kosztowności, najeźdźcy sprofanowali nawet groby polskich królów. Obaj szwedzcy gubernatorzy wywieźli z Krakowa olbrzymie łupy – Arvid Wittenberg załadował je na 50 furgonów, a generał Paul Würtz wyekspediował do Szwecji aż 80 wozów. Na szczęście przed nadejściem szwedzkich łupieżców udało się ukryć na Spiszu zawartość Skarbca Koronnego, skarbca uniwersyteckiego oraz kolekcję arrasów.

Warszawę spotkał jeszcze gorszy los. „Kupa gruzów i zwalisk, stosy trupów, mnóstwo kalek i chorych, dochodów żadnych, długi niezliczone, świątynie i pałace popalone lub zrujnowane, wszystkie drewniane domy w popiele, obrony żadnej, mieszkańców i to konających zaledwo 1/10 część, nędza, głód, cierpienia, jęki, krzyki, żale, rozpacz, choroby" – taki apokaliptyczny obraz Warszawy po potopie szwedzkim skreślił XIX-wieczny historyk Aleksander Wejnert.

Miasto trzy razy przechodziło z rąk do rąk, za każdym razem Szwedzi łupili je jeszcze bardziej bezlitośnie. Swój wkład w zrujnowanie stolicy mieli także ich sojusznicy z Brandenburgii i Siedmiogrodu. Legły w gruzach lub zostały doszczętnie złupione: pałac Kazanowskich (dwa brązowe lwy zrabowane z tej rezydencji do dzisiaj zdobią siedzibę królewską w Sztokholmie), Ossolińskich, Daniłłowiczów, pałac prymasowski, biskupi, arsenał, część murów miejskich, Zamek Królewski i Villa Regia. „Zabierano nie tylko meble, srebra, biżuterię, sprzęty, zastawy stołowe, obrazy, rzeźby, dywany i kobierce, ale nawet suknie panien z fraucymeru, okna i drzwi wraz z futrynami, kominki, kolumny i schody, zrywano podłogi, obicia i kurdybany" – czytamy w opracowaniu historyk Marii Romanowskiej-Zadrożnej.

Po wyjściu Szwedów i ich sprzymierzeńców Zamek Królewski nie nadawał się do zamieszkania. Wyburzono wiele domostw, próbując przerobić miasto na twierdzę. Karol X Gustaw wywiózł z Warszawy siedem statków łupów wojennych, głównie dzieł sztuki. Stolicę obłożono ogromną kontrybucją w kwocie 240 tys. zł polskich (było to kilkakrotnie więcej niż cały dochód stolicy w 1655 r.). Po potopie liczba ludności spadła z 18 tys. do 5–6 tys., a z ponad tysiąca domów mieszkalnych pozostały zaledwie 342, wliczając w to także przedmieścia.

WYLUDNIONE WSIE I MIASTA

Straty demograficzne były ogromne – liczba ofiar wyniosła nawet 4 mln obywateli Korony i Litwy. Proporcjonalnie to więcej niż podczas hekatomby ludności polskiej w czasie II wojny światowej. Był to wynik bezpośrednich działań wojennych, ale także epidemii, do których musiało dojść tam, gdzie przez długi czas stacjonowały duże oddziały wojska.

Na Żuławach, jednym z najbardziej żyznych obszarów Korony, skala zniszczeń była tak duża, że zapanował wielki głód. Wedle świadectw miejscowa ludność zjadała psy i koty, odnotowano nawet kilka przypadków kanibalizmu. Dobrzyń nad Wisłą miał przed wojną 600 domostw. Natomiast lustracja przeprowadzona po potopie poświadczyła, że ocalały zaledwie 43 domy, w tym tylko 30 było zamieszkanych. W Łęczycy na istniejących w mieście 183 parcelach ostały się jedynie 3 domy. W Oświęcimiu z 500 domów ocalało 20, a rzemieślników zostało zaledwie sześciu. W Czersku z 206 domów pozostały tylko 22. Częstochowa, która przed szwedzkim najazdem liczyła 378 domów, skurczyła się o połowę – do 156. W Poznaniu w wyniku potopu i późniejszego najazdu wojsk Karola XII na początku XVIII wieku liczba domostw zmniejszyła się aż o dwie trzecie. Na Podlasiu słabe nawet przed wojną miasta całkowicie podupadły i przestały odgrywać jakąkolwiek rolę na gospodarczej mapie królestwa. Za przykład niech posłuży Narew, gdzie przed najazdem szwedzkim działało 135 rzemieślników, a według powojennej lustracji „rzemieślników żadnych w tym mieście nie masz, tylko rybaków 2, którzy teraz żadnego dworowi nie czynią pożytku". To tylko kilka wziętych z brzegu przykładów.

Zdaniem Antoniego Mączaka, który badał skutki potopu na Mazowszu, w porównaniu z czasami Stefana Batorego wyludnienie wynosiło 40 proc. na wsi oraz aż 70 proc. w miastach. Na 43 miasta królewskie aż 15 uległo całkowitemu zniszczeniu, z istniejących 100 lat wcześniej domów pozostało zaledwie 14 proc. Aż 60 proc. ziemi leżało odłogiem (w królewszczyznach i łanach miejskich odsetek ten sięgał nawet 80–85 proc.). W Wielkopolsce i Prusach Królewskich liczba mieszkańców zmniejszyła się nawet o 60 proc. Straty wśród samej ludności miejskiej szacowano jeszcze wyżej – na Mazowszu odpowiednio 70 proc., a w Wielkopolsce 60–70 proc. Wiele małych osiedli miejskich, szczególnie na Mazowszu, nigdy nie podniosło się z ruiny, bardzo często ulegając procesowi agraryzacji.

Sytuacja na wsi nie była dużo lepsza niż w miastach. Liczba spalonych i ograbionych gospodarstw chłopskich jest niemożliwa do oszacowania, ale z całą pewnością była olbrzymia. Tylko w Prusach Królewskich „dewastacja osiedli wiejskich była tak powszechną, że lustratorzy odnotowywali w swym opisie tylko przypadki większych zniszczeń" – pisze Stanisław Hoszowski. Eksport zboża, kluczowego produktu dla gospodarki I Rzeczypospolitej, spadł o 60 proc. Nastąpiło zubożenie włościan i zanik pełnorolnych gospodarstw chłopskich na rzecz małych – zagrodniczych i chałupniczych. Włościanie, którzy przed wojną byli dziedzicznymi użytkownikami pańskiej ziemi, po wojnie stali się użytkownikami, których można było w każdej chwili usunąć.

Jak zauważa Jerzy Besala, na Mazowszu „pauperyzacja chłopów, drobnej szlachty, której w tym województwie było szczególnie dużo, i szlachty posesjonatów powodowała też, iż właściciele po potopie szwedzkim usiłowali odbudować swe folwarki poprzez zwiększanie pańszczyzny aż do absurdalnych granic". Podobnie działo się w innych województwach. Pomagało to jedynie częściowo. Średniozamożna szlachta, która do tej pory miała decydujący wpływ na politykę państwa, uległa więc wyraźnemu osłabieniu, co przyczyniło się do rozwoju fatalnego systemu klienckiego i wzrostu wpływów magnaterii.

Potop szwedzki przyniósł także gigantyczny regres cywilizacyjny i kulturowy. Szwedzi metodycznie rujnowali polski przemysł – młyny, browary, słodownie, folusze, kopalnie, huty, punkty handlowe. Czasami brutalnie zmuszali mieszkańców podbitych ziem, by sami niszczyli ważne obiekty, np. w Zakroczymiu musieli rozebrać żupę solną. Szał niszczenia dotknął także wiele obiektów użyteczności publicznej. Podczas walk o Kraków uszkodzony został np. miejski wodociąg, tzw. rurmus, funkcjonujący nieprzerwanie od XIV wieku. Później Szwedzi zdewastowali dodatkowo wodociąg wawelski. W rezultacie na nowy wodociąg Kraków musiał czekać aż 250 lat.

KULTURALNA PUSTYNIA

Jeszcze większe były straty na polu kultury. „Po najściu Szwedów i ich sprzymierzeńców brandenburskich i siedmiogrodzkich została w Polsce niemal pustynia kulturalna. (...) Wojna, poza jedynie może Gdańskiem, rozbiła wszystkie ośrodki artystyczne w Polsce, obniżyła poziom sztuki, a pałace królewskie i magnackie, dwory szlacheckie, domy mieszczańskie, kościoły i klasztory ogołociła z obiektów najcenniejszych i najwartościowszych, których część tylko najeźdźcy zdołali wywieźć za morze, a olbrzymią większość zniszczyli na miejscu lub zatopili w obawie odbicia nagromadzonego łupu" – uważa Władysław Tomkiewicz.

Wkraczając w granice Rzeczypospolitej, Szwedzi mieli już spore doświadczenie w rabunku dóbr kultury na masową skalę. Pierwsze polskie biblioteki i archiwa wywieźli podczas wojen toczonych z Rzeczpospolitą na początku XVII wieku. Proceder ten rozwinęli w trakcie wojny trzydziestoletniej, a podczas potopu jeszcze go udoskonalili. Za Bałtyk wywieziono w całości bezcenne dla nas Archiwum Metryki Koronnej oraz księgi Metryki Litewskiej (na szczęście większość z nich udało się odzyskać po pokoju w Oliwie). Wiele ważnych archiwów po prostu puścili z dymem, np. akta sądowe województwa sandomierskiego, co w późniejszych latach było przyczyną chaosu prawnego. Na pokłady szwedzkich statków trafiły także kolekcje biblioteczne z rezydencji królewskich w Warszawie, kolegiów jezuickich w Toruniu, Bydgoszczy, Ostrorogu, Łucku, Malborku, Grudziądzu, Jarosławiu, Lublinie, Sandomierzu, Wilnie, Radomiu, Krakowie. Łupem najeźdźców padła m.in. część biblioteki katedry w Gnieźnie oraz jeden z największych księgozbiorów w Rzeczypospolitej – biblioteka jezuicka w Poznaniu. Wywiezione zostały zbiory biblioteczne i archiwalne z Prus Królewskich. Zagrabiono biblioteki biskupów warmińskich we Fromborku z bezcennymi dziełami Mikołaja Kopernika oraz wiele innych wartościowych kolekcji królewskich, magnackich i kościelnych.

W sumie Rzeczpospolita utraciła zasoby co najmniej 67 bibliotek i 17 archiwów. Jak wykazali badacze, zbiory te rozdzielono pomiędzy siedem bibliotek w Szwecji. Najwięcej trafiło do książnicy uniwersyteckiej w Uppsali (do dzisiaj posiada ona największy polski księgozbiór z XVII w.) i królewskiej w Sztokholmie, ale także do domowych bibliotek rodów Bielke, Oxenstierna, Rosenhahne, Wranglów.

Wiele cennych eksponatów zrabowanych nad Wisłą wzbogaciło galerie i zbrojownie królewskie oraz magnackie po drugiej stronie Bałtyku. Tylko do 1656 r. na zamek królewski w Sztokholmie trafiło 200 cennych obrazów. Ma rację Jerzy Besala, pisząc: „Bogactwo i świetność kulturowa Rzeczypospolitej została spopielona przez Szwedów, ich zaciężnych i sojuszników albo wywieziona za morze, do Skandynawii". Zacytujmy także szwedzkiego badacza Oskara Walde, który napisał, że w Szwecji „spotykamy wszędzie oczywiste pozostałości z tego pochodu plądrowania. Każda kościelna wystawa w naszym kraju składa się z wielu przedmiotów sztuki zabranych w Polsce; każde dzieło, które traktuje o większej lub mniejszej części naszych publicznych zbiorów, nawraca wspomnieniami do twardego pochodu szwedzkiego króla w polskim kraju. (...) W Szwecji znajdujemy oręż, zbroje rycerskie, chorągwie i sztandary, obrazy, gobeliny, tureckie namioty, posągi i drogocenności wszelkiego rodzaju". Jedno tylko trzeba przyznać potomkom szwedzkich rabusiów – nie ukrywają dziś pochodzenia swoich zbiorów, skrupulatnie je katalogują i udostępniają z odpowiednimi opisami.

Te nieliczne polskie miasta, zamki, pałace i dwory oraz wsie, które uniknęły zagłady podczas potopu lub szybko się odbudowały, nieuchronnie padły ofiarą drugiego, nie mniej niszczycielskiego najazdu wojsk szwedzkich w trakcie wielkiej wojny północnej (głównie lata 1701–1709). A trzy wieki później, w latach 40. XX wieku, przyszedł kolejny gigantyczny kataklizm, który zagroził zagładą całego narodu i jego wielowiekowego dorobku. Ale o tym opowiemy za tydzień.

                Krzysztof Jóźwiak "Rzeczpospolita"

 https://www.rp.pl/Rzecz-o-historii/303289930-Potop-szwedzki-Inwazja-barbarzyncow-na-Polske.htmlą