foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

ZBRODNIE POLICJI ŻYDOWSKIEJ Z FAŁSZERSTWEM KSIĄŻKI  CALKA PERECHODNIKA W TLE.

 Nie ma powodu, żeby w imię politycznej poprawności tuszować to, że część policjantów z getta robiła złe rzeczy – stwierdza redaktor naczelny miesięcznika "Do Rzeczy" Piotr Zychowicz. To, że wielu żydowskich policjantów straciło życie w komorach gazowych, nie zmywa ich wcześniejszych win – dodaje Zychowicz.

Tematem najnowszego numeru „Historii Do Rzeczy” jest historia żydowskich formacji policyjnych współpracujących z Niemcami podczas II Wojny Światowej. W historiografii trwa spór dotyczący motywacji członków tych służb. „Z jednej strony możemy usłyszeć, że Żydowska Służba Porządkowa była bandą zdemoralizowanych kolaborantów, która z zimną krwią wysyłała tysiące swoich rodaków do komór gazowych; że policjanci z getta byli współsprawcami Holokaustu” – pisze Piotr Zychowicz. Inni uczestnicy sporu postrzegają żydowskich policjantów jako ludzi, którzy pragnęli przeżyć, a służba w tej formacji była „strategią przetrwania”. „Historia jak to zwykle bywa, nie była wcale czarno-biała” – podkreśla Piotr Zychowicz.

W artykule „Dobrzy i źli policjanci” przypomina, że powołana w 1940 r. Żydowska Służba Porządkowa w getcie warszawskim miała być w zamiarze przewodniczącego Judenratu Adama Czerniakówa profesjonalną organizacją opartą na przedwojennych wzorach polskiej policji. Na jej czele stał przedwojenny zastępca lubelskiego komendanta lubelskiej policji płk Józef Szeryński-Szynkman. Kandydatom do służby stawiano wysokie wymagania, między innymi polecenie przez dwóch szanowanych przedstawicieli społeczności żydowskiej. Do jej szeregów trafili więc przedstawiciele inteligencji, adwokaci i studenci. Bardzo szybko główną plagą żydowskiej policji stała się korupcja. Autor cytuje wiele relacji świadków życia w getcie, którzy opisywali rolę żydowskich służb porządkowych w przemycie żywności. „Jeśli żydowscy policjanci byli sprytni, ostrożni i obrotni, to szybko mogli zbić fortunę. Pieniądze te wydawali w licznych powstałych na terenie dzielnicy zamkniętych lokalach. Byli głównymi klientami prostytutek i szulerni” – pisze Piotr Zychowicz.

Z czasem żydowscy policjanci zostali znienawidzeni przez współmieszkańców getta. „Odraza brała, gdy się widziało, jak ludzie, do niedawna przyzwoici, którym się podawało rękę i traktowało jak przyjaciół zamieniali się w kanalie – podleli. Ich największą ambicją stało się nawiązywanie stosunków z gestapowcami, wysługiwanie się im” – wspominał Władysław Szpilman. W 1942 r. żydowscy policjanci uczestniczyli w prowadzeniu wysiedleń, które były wstępem do deportacji do obozów zagłady. Wielu policjantów zrezygnowało ze służby i stało się kolejnymi ofiarami Niemców. Inni zapisali się jako najbrutalniejsi wykonawcy ich poleceń. Wielu próbowało ratować innych. „Grynberg rzucił czapkę i nie chciał przykładać ręki do tego dzieła hańbiącego. Czasem tylko zakładał czapkę, opaskę i biegł na Umschlagplatz ratować kogoś ze znajomych” – wspominała Stefania Szachur.

Jak zauważa Marcin Bartnicki, pomoc w dokonywaniu zbrodni nie uchroniła żydowskich policjantów z krakowskiego getta przed śmiercią. Wielu najbrutalniejszych wykonawców niemieckich poleceń zostało rozstrzelanych w trakcie likwidowania obozu w Płaszowie. „Göth zabijając bliskich współpracowników, chciał ukryć prowadzoną na szeroką skalę grabież i liczne morderstwa Żydów, które były nielegalne nawet w świetle prawa III Rzeszy” – podkreśla autor. Zapomnianym wątkiem tej historii są powojenne rozliczenia członków tych formacji. Jak pisze Marcin Bartnicki „za współpracę z niemieckim okupantem sądzono 44 osoby żydowskiego pochodzenia. Skazano 30 z nich, co trzecia usłyszała wyrok śmierci”.

Na przeciwległym biegunie historii polskich Żydów jest udział wielu przedstawicieli tej społeczności w zrywach narodowych. Ich losy wspomina historyk dr hab. Marek Gałęzowski. „Oto pierwszy Żyd polski, który pokazał swym współwyznawcom – drogę honoru i dał przykład bohaterskiego oddania w służbie dla Ojczyny” – pisano w „Monitorze” o słynnym Berku Joselewiczu walczącym w Insurekcji Kościuszkowskiej. Znacznie mniej znana jest biografia jego syna majora Józefa Berkowicza, który walczył w wojnie z Austrią w 1809 r.

Dwadzieścia jeden lat później ogłosił odezwę nawołującą do tworzenia żydowskich oddziałów mających walczyć w rozpoczynającym się Powstaniu Listopadowym. U progu 1863 r., inny z przedstawicieli społeczności żydowskiej, weteran walk 1831 r. Ozeasz Ludwik Lubliner stwierdził: „Jest to zaiste chlubne dla Żydów, że po raz pierwszy zrozumieli, uczuli potrzebę nabycia prawa do tytułu obywatelstwa polskiego, nie wskutek jakiejś uchwały sejmowej, jakiegoś dekretu rządowego, ale przez wystawienie się na prześladowanie, na męczarnie ze strony rządu zaborczego Polski, tego kraju, w którym się rodzą i umierają od wieków”.

O kraju, który był swoistą ojczyzną wielu Żydów opowiada szkocki historyk prof. Robert Frost, autor niedawno opublikowanej „Oksfordzkiej historii unii polsko-litewskiej”. W rozmowie z Piotrem Włoczykiem mówi o wyjątkowości kształtującego się przez ponad dwa stulecia organizmu politycznego. „To był absolutny ewenement w dziejach. Unia stworzyła nie państwo, ale Rzeczpospolitą składającą się z dwóch państw i dwóch narodów. (…) Była to ta jedyna w swoim rodzaju unia obywateli oparta na braterskości” – podkreśla prof. Frost. To właśnie „niesamowita wizja stosunków między oboma narodami” zafascynowała szkockiego historyka, gdy rozpoczynał badanie historii Rzeczypospolitej.

Redakcja miesięcznika przypomina również postacie i wydarzenia związane z wciąż obchodzoną setną rocznicą odrodzenia polskiej państwowości i zakończenia I Wojny Światowej. Piotr Semka pisze o legendzie włoskiego pokolenia urodzonego w 1899 r., dzięki któremu Królestwo Włoch przełamało kryzys na froncie walk z Austro-Węgrami i zwyciężyło w I Wojnie Światowej. Hasło pokolenia „Chłopców z ‘99” „Lepiej dzień żyć jak lew, niż 100 lat jak owca” wciąż jest znane i popularne wśród większości Włochów. Semka zauważa, że wiele cech mitu tego pokolenia przypomina legendę Legionów Polskich. Członkowie „Ragazzi di 99”, tak jak Legioniści, byli wychowywani w kulcie patriotyzmu i idei poświęcenia dla ojczyzny. „Włoskie księgarnie wciąż pełne są albumów o legendarnej generacji. Przypominają trochę nasze książki o pokoleniach Legionów. Z kolei podziw i szacunek dla młodzieńczej odwagi i ofiarności przypomina kult Orląt Lwowskich” – podsumowuje Piotr Semka.

Jednym z najważniejszych międzywojennych twórców legendy Legionów był zapomniany dziś pisarz Juliusz Kaden-Bandrowski. W PRL jego twórczość była przemilczana, lekceważona lub nazywana przez czołowych pisarzy reżimu, takich jak Jarosław Iwaszkiewicz, „mieszczańską”. Mimo osobistych związków ze środowiskiem Legionów był również niezwykle krytycznym obserwatorem elit II RP. „Najważniejsza powieść Kadena (Generał Barcz – przyp. red.) wywołała niebywały skandal. Dla wielu osób nie do pojęcia było, jak wybitny piłsudczyk może tak krytycznie oceniać środowisko skupione wokół Komendanta. Umykało im, że poprzez takie, dalekie od idealizacji, ujęcie postaci wodza autor ukazuje jego wielkość w toczących się zmaganiach o władzę” – podkreśla Krzysztof Masłoń.

Prof. Sławomir Cenckiewicz przypomina zasługi Romana Dmowskiego dla polskich interesów w trakcie I Wojny Światowej. Jego zdaniem niewystarczająco doceniana jest jego strategia polityczna, dzięki której „Polska uzyskała podmiotowość i dzięki związaniu się ze zwycięskimi mocarstwami powracała na mapę świata”. W jego opinii, kluczem do sukcesu działań Dmowskiego i paryskiego Komitetu Narodowego Polskiego było odrzucenie dominującego w polskiej myśli politycznej założenia, że należy „walczyć ze wszystkimi wrogami naraz” i uznał, że największym zagrożeniem dla polskiej tożsamości są Niemcy, a nie słabsza cywilizacyjnie Rosja.

W najnowszym numerze miesięcznika między innymi również wywiad poświęcony tzw. „ostatniej czystce Stalina”. Jej pierwszym celem były środowiska żydowskie z ZSRS. Później czystka dotknęłaby szczyty elity rządzącej ZSRS. Realizację tych planów przerwała śmierć „Wodza Postępowej Części Ludzkości”. Amerykański historyk i sowietolog prof. Jonathan Brent w rozmowie z Piotrem Zychowiczem podkreśla, że Stalin rozpoczynając tę czystkę nie kierował się antysemityzmem. „Stalin nienawidził wszystkich ludzi. Nienawidził wszystkich narodów. (…) Polaków pewnie nienawidził nawet bardziej niż Żydów. (…) Na tym właśnie polega fenomen bolszewizmu.

Stalin był wrogo nastawiony do ludzi. Sowiecki państwo było wrogo nastawiony do ludzi. Każdy człowiek – niezależnie od rasy, narodowości i wyznania – mógł paść jego ofiarą. Każdy człowiek mógł zostać przez nie pożarty” – podkreśla prof. Brent. Swoistym potwierdzeniem tej opinii jest opublikowana przez miesięcznik historia wywodzącej się z Kresów rodziny redaktora „Historii Do Rzeczy” Pawła Witaszka. „Po latach dotarłem do rodzinnych relacji o zagładzie polskości na Kresach. Lektura odnalezionych dokumentów jest wstrząsająca” – podkreśla autor.

BYŁEM POLICJANTEM W GETCIE. WSTRZĄSAJĄCE WSPOMNIENIA CZŁONKA ŻYDOWSKIEJ SŁUŻBY PORZĄDKOWEJ

Wybrał współpracę z Niemcami, by ratować rodzinę. Ramię w ramię z nazistowskimi żandarmami wsadzał mieszkańców getta do wagonów, które wiozły ich na śmierć. Zbyt późno przekonał się o tym, że obietnicom okupanta nie można ufać…

Calek Perechodnik do Żydowskiej Służby Porządkowej w Otwocku zaciągnął się w lutym 1941 roku. Kierowała nim jedna myśl: stworzyć takie warunki, aby jego żona i córka mogły przetrwać. Kariera policjanta była jedną z niewielu, które dawały nadzieję na lepszy los.

Początkowo praca ta nie wydawała się niczym karygodnym. Stworzenie tak zwanej Jüdischer Ordnungsdienst pod koniec 1940 roku było wszak dziełem żydowskiej administracji getta. Jej zadaniem było wspomaganie Judenratu w utrzymywaniu porządku w coraz bardziej zatłoczonych dzielnicach. „Lepiej przecież być rządzonym przez własnych braci niż oprychów z SS czy Gestapo” – przekonuje w książce

„Żydzi  opowieści niepoprawne politycznie” dziennikarz Piotr Zychowicz.

„Każdy przede wszystkim chciał sam z rodziną przeżyć wojnę…”

Praktyka pokazała niestety, że odmani, jak nazywano funkcjonariuszy Służby Porządkowej, byli szczególnie narażeni na demoralizację. Praca ta dawała możliwość szybkiego wzbogacenia się. Łapownictwo szybko stało się wśród policjantów powszechne. Nierzadko zdarzały się też przypadki ich nieludzkiego wręcz okrucieństwa wobec pozostałych mieszkańców gett.

Tak naprawdę sytuacja Żydów z Ordnungdienst skomplikowała się jednak dopiero na początku 1942 roku. To wtedy przywódcy III Rzeszy Niemieckiej podjęli decyzje dotyczące ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. A ponieważ sami nie byli w stanie zorganizować wywózki przedstawicieli znienawidzonego narodu z gett… zwrócili się do Służb Porządkowych. W Warszawie nakazali policjantom dostarczać każdego dnia określoną liczbę rodaków na Umschlagplatz.

Takie samo zadanie dostał Calek Perechodnik. On i jego współpracownicy z Służby mieli zapędzić na plac mieszkańców otwockiego getta. Akcję zaplanowano na 18 sierpnia 1942 roku. Aby skłonić żydowskich funkcjonariuszy do posłuszeństwa, Niemcy obiecali im, że ich rodziny i oni sami nie zostaną wywiezieni. Odbierano to w gruncie rzeczy jako darowanie życia. „Żandarmeria wpoiła w Żydów przekonanie, że wyjście z getta jest równoznaczne z wyrokiem śmierci” – wspominał później policjant.

Żydowska policja powstała, by pilnować porządku w getcie.

Jak wielu innych, Calek Perechodnik zdecydował się przyjąć tę ofertę. „Wytworzyła się taka atmosfera, że każdy przede wszystkim chciał sam z rodziną przeżyć wojnę, samemu żyć, dobrze żyć i jak najmniej własnych rzeczy sprzedać” – wspominał po latach. Tymczasem, jak pisze Zychowicz:

Ufny w niemiecką gwarancję bezpieczeństwa Calek Perechodnik nie próbował ukryć żony i dziecka. Przeciwnie, sam zaprowadził je na plac. Anna i Alusia znalazły się w tłumie oczekujących na deportację, a uzbrojony w pałkę Calek wraz z niemieckimi żandarmami pilnował porządku.

ŻĄDZA PRZEŻYCIA

Szybko okazało się, że wiara w niemieckie obietnice jest śmiertelną pomyłką. „Niemiecki oficer kierujący wywózką oświadczył żydowskim policjantom, że ich żony pojadą razem z resztą mieszkańców getta. Jeden z policjantów zaczął płakać, większość jednak była tak zdumiona, że nie mogła wydusić z siebie nawet słowa” – referuje Zychowicz.

Jak zachowali się funkcjonariusze? Większość, w tym sam Calek Perechodnik, nie zareagowała. „Instynkt samozachowawczy, żądza przeżycia były silniejsze niż obowiązki wobec własnych rodzin” – oceniał później gorzko. Zdarzały się jednak także przypadki bohaterstwa. Odman Willendorf złożył odznakę i oświadczył, że będzie towarzyszył swojej rodzinie.

Ale okrucieństwo Niemców na tym się nie skończyło. Po tym, jak wpędzili policjantów w rozpacz, nagle zaproponowali im nowe wyjście z sytuacji. Oznajmili, że mogą oni uratować swoje żony i dzieci, pod warunkiem, że… pomogą załadować pozostałych Żydów do wagonów!

CZY JA JESTEM MORDERCĄ?

Trudno się dziwić, że odmani, którzy już prawie żegnali się ze swoimi rodzinami, podjęli taką, a nie inną decyzję. Zaczęli bezlitośnie zaganiać rodaków do pociągu. Sami nawet zamykali drzwi wagonów na zasuwę. Calek Perechodnik opisywał później, że pracowali w szaleńczym tempie. Byle tylko jak najszybciej zabrać najbliższych z placu. Ale – po raz kolejny – czekała ich straszliwa niespodzianka. Jak opowiada Zychowicz w książce „Żydzi . Opowieści niepoprawne politycznie”:

Była to oczywiście pułapka. Niemcy nawet przez chwilę nie zamierzali dotrzymać słowa. Gdy wszyscy Żydzi zostali już zapakowani do pociągów, żandarmi zdjęli z ramion karabiny i otoczyli funkcjonariuszy Służby Porządkowej. Mężczyźni w niemym przerażeniu musieli patrzeć, jak ich żony i dzieci są dołączane do transportu…

Żydowscy policjanci zostali jeszcze przez jakiś czas w getcie. Pomagali niemieckim żołnierzom wyłapywać ukrywających się na terenie dzielnicy mieszkańców. Prowadzili ich na posterunki, gdzie schwytani byli natychmiast rozstrzeliwani.

Calek Perechodnik nie przeżył wojny. Udało mu się uciec z Otwocka i przedostać do stolicy. Walczył w Powstaniu Warszawskim, ale zginął wkrótce po kapitulacji miasta. Zdążył spisać swoją relację. Została opublikowana wiele lat później, w 1993 roku, pod tytułem „Czy ja jestem mordercą?”. Wywołała szok – bo dzisiaj nadal trudno pojąć.

FAŁSZERSTWO KSIĄŻKI CALEK PERECHODNIK "CZY JA JESTEM MORDERCĄ?"

Wydawca "Ośrodek Karta" wydał w 2004 roku książkę  Calek Perechodnik "Spowiedź"

opatrując ją  notą "Od wydawcy"str.5

Oto treść owej noty:

 "OD WYDAWCY

Świadectwo Calka Perechodnika jest arcydziełem literatury faktu. Można uznać za

okrutny paradoks, że właśnie takiemu dziełu światowego piśmiennictwa zdarzyła się

nierzetelna edycja.

Gdy w początkach lat dziewięćdziesiątych Ośrodek KARTA postanowił uruchomić

serię wydawniczą "Żydzi polscy" i podjął współpracę z Żydowskim Instytutem

Historycznym jego pracownicy powiedzieli nam o pewnym niezwykłym maszynopisie

w archiwum Instytutu - świadectwie żydowskiego policjanta z getta w Otwocku

pisanym w roku 1943. Zgłosiła się też osoba gotowa podać je do druku. Umówiliśmy

się, że osoba ta dostarczy nam komputerową wersję opartą na tekście znajdującym

się w archiwum ŻIH. Po przeczytaniu gotowego wydruku poczuliśmy, że stajemy

wobec wydania jednego z najważniejszych zapisów XX wieku.

Reakcje na gotową książkę potwierdzały  to wrażenie.

Szybko ukazały sie tłumaczenia na angielski, niemiecki, francuski, włoski...

Po pierwszym wydaniu książki firmowanym przez Ośrodek KARTA i Żydowski Instytut Historyczny,  jako zapis Calela Perechodnika "Czy ja jestem mordercą?"- Agnieszka Holland napisała: "Autor być może najbardziej wstrząsającego opisu doświadczenia Holokaustu(...). Przeczytałam wiele (setki) dokumentów, literatury, pamiętników dotyczących tej tematyki. Żaden nie zrobił na mnie takiego wrażenia".

W ciągu kilku lat dwukrotnie wydana przez nas książka (1993, 1995) stała się tekstem kanonicznym cytowanym we wszystkich poważniejszych opracowaniach na temat Holokaustu.

Jakie więc było nasze zdumienie, gdy dotarła do nas (z dużym opóźnieniem) recenzja prof. Dawida Engela, mieszkającego w USA, badacza stosunków polsko - żydowskich, który w czasopiśmie "Polin" (nr 12 1999 r.) uznał nasza edycję za fałszerstwo!!! Dzięki prof. Dawidowi Engelowi dowiedzieliśmy się jaka historię ma zapis Calela Perechodnika.

Okazało się, że istnieje rękopis wspomnień - po wojnie został z Polski wywieziony przez brata autora Pejsach Perechodnika i obecnie przechowywany w zbiorach Yad Vashem w Izraelu.

W Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie został zaś nie jeden, ale dwa maszynopisy wspomnień Calka Perechodnika. Pierwszy, przepisany z rękopisu przez Pejsacha, bardzo zbliżony do oryginału oraz drugi - już bardzo zniekształcony - który najprawdopodobniej był pozostałością po czyjejś próbie przygotowania tekstu do druku.

Niewiadomo, dlaczego tylko ten drugi maszynopis został wykorzystany przez historyka podającego tekst do druku na rzecz naszego wydania, poza tym poczynione zostały przezeń dalsze naruszenia tekstu, m.in. zmieniono czas teraźniejszy na przeszły, bezpośrednie cytaty stawały się relacjami z wypowiedzi, łagodzono antypolską wymowę.

Niestety, nie porównaliśmy otrzymanego wydruku z podstawą w archiwum

Stało się dla nas oczywiste, że musimy naprawić popełniony błąd przygotowując edycję wierną oryginałowi. Prof. Dawid Engel zgodził się podać do druku wersję zgodną z rękopisem . Przedstawiamy obecnie inne brzmienie imienia Autora, po sugestii Jego rodziny oraz inny tytuł - tym razem będący prawdziwym cytatem z autorskiego tekstu.

Piszemy "wydanie pierwsze", zmuszeni uznać dwa pierwsze za pomyłkę.".

                                                        

                                                                             Zbigniew Gluza

FAŁSZYWKA - CALEL PERECHODNIK "CZY JA JESTEM MPORDERCĄ?"

„Czy ja jestem mordercą?” to chyba najbardziej znany pamiętnik opisujący zagładę getta otwockiego. Autorem jego jest Żyd, ale nie taki spokojny i niewinny, którego moglibyśmy żałować, tylko aktywnie pomagający Niemcom w likwidowaniu swoich rodaków. Z własnej woli wstąpił do żydowskiej policji - najpierw po to, by uchronić swoją rodzinę od wywiezienia do obozu, a potem, by ocalić siebie: Muszę się ratować, przecież nie po to tchórzliwie porzuciłem żonę, by w kilka dni później zostać zabitym (str.67). Z czasem opuścił getto i zaczął ukrywać się u Polaków.

Pamiętnik Perechodnika to coś więcej niż tylko kronika zagłady getta, to także próba doszukania się przyczyn tragedii narodu żydowskiego. Perechodnik uważał, że nie tylko Niemcy są winni, lecz też Polacy i sami Żydzi. Polacy na ogniu rozpalonym przez Niemców chcieli upiec własną pieczeń, czyli pozbyć się Żydów i zagarnąć ich majątki. Żydzi okazali się tchórzliwi i naiwni, ponadto poprzez swoją religię i wiarę w to, że są narodem wybranym, prowokowali Niemców i Polaków do nienawiści, bo przecież nikt nie lubi ludzi, którzy uważają się za lepszych.

Perechodnik pochodził z bogatej rodziny, w której panował kult pieniądza. Rzeczy ceniono bardziej niż życie ludzkie. Nikomu z tej rodziny nie przyszło do głowy, by pomóc biedniejszym. Calel miał możliwość, by uratować życie córeczce szwagierki, ale nie zrobił tego, bo mu się nie chciało. Ciotce radził, by otruła swojego syna o semickim wyglądzie, a sama pojechała do Warszawy i udawała Polkę. Matka jego nie pozwoliła, by do kryjówki weszła jej krewna z synkiem, skazując ich tym samym na śmierć. Kuzyn, pracujący jako policjant w warszawskim getcie, pisał w roku 1943 do Calela, by przyjeżdżał, bo w getcie są bardzo dobre warunki, jest pusto i nie brakuje niczego. Pusto, bo inni Żydzi już umarli...

Polaków Perechodnik odmalował bardzo źle: Zrozumiałem, że wymordowanie Żydów odbyło się, jeśli nie za ich milczącą zgodą, to przynajmniej przy powszechnym desinteressement opinii polskiej. Dlatego może wybrano Treblinkę jako miejsce kaźni nawet dla Żydów francuskich, belgijskich czy holenderskich (str.88). Główną cechą Polaków była według niego zachłanność na żydowskie rzeczy. Tylko nieliczni Polacy nie kusili się na futra, poduszki i meble. Ci, którzy brali na przechowanie rzeczy Żydów, liczyli na to, że właściciel zginie. Ci, którzy Żydów ukrywali, robili to tylko dla pieniędzy. Perechodnik bardzo rzadko wspomina o przejawach dobra ze strony Polaków i o bohaterstwie tak polskim, jak i żydowskim, rozwodzi się natomiast nad ludzką małodusznością, zachłannością i podłością.

Pamiętnik jest nasycony emocjami. To niepowtarzalny dokument, z wieloma opisami mordów, egzekucji i kradzieży, napisany przez człowieka bardzo inteligentnego, ale też skłonnego do nienawiści, do wydawania bezlitosnych, czasami krzywdzących sądów. Perechodnik nie starał się wybielić i nie pisał swojej spowiedzi po to, by ktoś go żałował. Dobrze wiedział, że w chwili próby okazał się człowiekiem podłym i tchórzliwym i że dzięki takim pomocnikom jak on likwidacja narodu żydowskiego odbywała się bardzo szybko i sprawnie.

Zachodzi szereg pytań w większości enigmatycznych:

- ogólnie - w jakim celu powstała fałszywka owej książki?

-  dlaczego w wydaniu "Spowiedź" wydawca powołuje się na opinię Agnieszki Holland dotyczącego fałszywki? Cytat:

Po pierwszym wydaniu książki firmowanym przez Ośrodek KARTA i Żydowski Instytut Historyczny,  jako zapis Calela Perechodnika "Czy ja jestem mordercą?"- Agnieszka Holland napisała: "Autor być może najbardziej wstrząsającego opisu doświadczenia Holokaustu(...). Przeczytałam wiele (setki) dokumentów, literatury, pamiętników dotyczących tej tematyki. Żaden nie zrobił na mnie takiego wrażenia".

Wiadomo : W wywiadach udzielanych przez Agnieszkę Holland wciąż spotykamy się z negatywnymi uogólnieniami na temat Polaków jako Narodu, który jest rzekomo niedojrzały, antysemicki i ksenofobiczny, przesycony płytką nierozumną religijnością, etc. Z taką werwą karcąca Polaków Agnieszka . Holland faktycznie kontynuuje metody fanatycznej agitacji komunistycznej swych rodziców Henryka Hollanda i Ireny Rybczyńskiej. Ta para stalinowców z zajadłością uczestniczyła w nagonkach na nonkonformistycznych naukowców, m.in. w haniebnym donosie na znakomitego polskiego naukowca – profesora Władysława Tatarkiewicza.

- dlaczego wydawca nie porównał wydania "Spowiedź" z fałszywką:

"(...)Niestety, nie porównaliśmy otrzymanego wydruku z podstawą w archiwum..."

- dlaczego wydawca KARTA podaje bez wyjaśnień "abtypolskiej wymowy':"? (...) Niewiadomo, dlaczego tylko ten drugi maszynopis został wykorzystany przez historyka podającego tekst do druku na rzecz naszego wydania, poza tym poczynione zostały przezeń dalsze naruszenia tekstu, m.in. zmieniono czas teraźniejszy na przeszły, bezpośrednie cytaty stawały się relacjami z wypowiedzi, łagodzono antypolską wymowę.

- Dlacz3ego fałszywka wybiela antypolskość i kolaborację policji żydowskiej?

 Dokumenty, źródła, cytaty:

 Calek Perechodnik "Spowiedź"(wyd. KARTA 2004)

Calel Perechodnik "Czy ja jestem mordercą" (wyd. KARTA 1993) .FAŁSZYWKA.

Piotr Zychowicz "Żydzi"

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2018/12/01/bylem-policjantem-w-getcie-wstrzasajace-wspomnienia-czlonka-zydowskiej-sluzby-porzadkowej/

Michał Szukała (PAP) https://dzieje.pl/aktualnosci/grudniowa-historia-do-rzeczy-zydowska-policja-ofiary-czy-sprawcy